literatura faktu recenzja

O kraju meblościanek i budek telefonicznych | Paulina Tyczkowska, Opowieści z trzepaka

Paulina Tyczkowska w „Opowieściach z trzepaka” zaprasza czytelnika do mieszkania z meblościanką, albo w podróż maluchem, najlepiej na autostopa. Zaprasza więc do swojego dzieciństwa lat 80. i 90. XX wieku, cierpliwie tłumacząc dzisiejszym dzieciakom zawiłości epoki, w której cały dzień trzeba było czekać na to, by przez zaledwie dziesięć minut oglądać kreskówkę.   

Książka nawiązuje podtytułem do popularnego fapejdża na FB „Krótka historia jednego zdjęcia”, ale zasadniczo różni się tak od treści, które tam znajdziemy, jak i od dwóch wcześniejszych tomów cyklu, które właśnie tę frazę miały w tytule. Tam bowiem autorzy (w pierwszy tomie Jakub Kuza, w drugim Kuza i Tyczkowska) przez pryzmat zarówno kultowych jak i unikatowych fotografii ukazywali cały świat – nie brakowało ujęć z najsłynniejszymi ludźmi nauki, polityki, kultury i sportu, okraszonych wnikliwym komentarzem opisującym tło epoki czy okoliczności wykonania zdjęcia. Tu akcenty rozłożone są inaczej – Tyczkowska daje nam bowiem książkę, w której opis wybija się na pierwszy plan, stając się już nie tyle dopełnieniem zdjęcia, ile powodem, dla którego dana fotografia (niezmiennie interesująca) musi się w książce pojawić.

Nic jednak dziwnego, skoro inny jest też adresat książki. „Opowieści z trzepaka” to bowiem bardziej ilustrowana książka dla najmłodszych, którzy dopiero dowiadują się o czasach „słusznie minionych”, niż kalejdoskopowy rzut oka na epokę, która upłynęła, ale wciąż żyje w pamięci ich rodziców. A skoro ciekawego dorosłego zastąpiło tu dziecko, to i cała szata graficzna dostosowana jest do takiego odbiorcy: kolory, dynamiczne łamanie tekstu czy ciekawostki na „yellow notes” wychodzą naprzeciw czytelnika, do którego autorka zwraca się zresztą bezpośrednio.

Właśnie tak zidentyfikowanemu odbiorcy opisywane tu fakty mogą wydać się w sposób szczególny egzotyczne, co nie oznacza, że – podążając za sentymentem autorki – nie zechcemy sobie także my, ludzie już dojrzali, przypomnieć życia w schyłkowym PRL-u czy w początkach czasu przemian ustrojowych. Jednak tam, gdzie my bez większego zdziwienia odnajdziemy fotografię załadowanego ponad dach malucha czy szczęśliwej pary oplecionej sznurem z rolek papieru toaletowego, młody czytelnik zetknie się z czymś dla niego niepojętym, opisem życia z innego świata. Tak różnego od tego, czego doświadcza dzisiaj, że musi otrzymać klucz do jego zrozumienia.

I Tyczkowska taki klucz daje – próbuje wniknąć w umysł młodego człowieka i zrozumieć, jak opowiedzieć Historię, by była dla niego nie tylko zrozumiała, ale i ciekawa. To nie tylko kwestia języka, który nie traktuje młodego czytelnika protekcjonalnie, ale też zasługa licznych odniesień do realiów naszej współczesności, co uwypukla różnice, działając tym samym na wyobraźnię.

Przeczytaj także:

Telewizja? („Tak, telewizja istniała w czasach młodości twoich dziadków”). Czarno-biała, bez pilota, z dwoma kanałami i krótką dobranocką raz dziennie. I ten – pokazany na zdjęciu – zwyczaj zapraszania na wspólny sens sąsiadów, skoro telewizor był dobrem luksusowym! Zderzenie tego obrazka z odwołaniem się do Netfliksa, gdzie w każdej chwili można obejrzeć – także na tablecie czy laptopie – dowolną bajkę lub film, musi robić wrażenie.

Kolejka do sklepu i słynne „pan tu nie stał”? Jeśli dziś można się z nią spotkać, to albo z powodu pandemii i ograniczeń liczby klientów, albo – autorka nie omieszka o tym wspomnieć – po najnowszy model smartfona. Wtedy, jak widać to na zdjęciu, stano w kilometrowych ogonkach często po produkty pierwszej potrzeby.

Budka telefoniczna i aparat z tarczą! Notes z numerami lub książka telefoniczna! Dziś wydaje się to wszystko archaiczne, a przez to wręcz niewiarygodne, bo przecież listę kontaktów masz w smartfonie, a smartfon w kieszeni. A pomyśleć, że kiedyś telefon w mieszkaniu był dobrem luksusowym, na które oczekiwano nawet kilkanaście lat. I nie chodzi o najnowszy model, ale o zwykły aparat, byle podłączony do sieci.

Tyczkowska nie ogranicza się jednak do opisów trudnej rzeczywistości. Przemyca też między ciekawostkami wiedzę o lekturach swojego dzieciństwa, o wierszach Jana Brzechwy, o „Pippi Pończoszance” Astrid Lindgren, „Kubusiu Puchatku” A.A. Milne’a czy „Muminkach” Tove Jansson”. Przypomni nam też kultowe bajki na dobranoc, w tym „Jacka i Agatkę” czy „Misia Uszatka”.

Ale przyznam, że dla mnie najciekawszy jest rozdział ostatni, Sensacje. To tu znajdziemy choćby opowieść o Samancie Reed Smith, dziewczynce z USA, która przejęta groźbą kolejnej wojny napisała list do Jurija Andropowa, I sekretarza KC KPZR. A radziecki przywódca nie tylko jej odpisał, ale i zaprosił do Moskwy. To dla mnie bowiem symboliczna opowieść o dziecku, które chciało zmienić świat – kierowana do dzieci, które – dzięki książce Tyczkowskiej – mogą skalę tych zaistniałych zmian docenić.

Paulina Tyczkowska, Opowieści z trzepaka. Krótka historia jednego zdjęcia
Znak Emotikon, 10 listopada 2021
ISBN: 9788324052356

______

Paulina Tyczkowska in „Opowieści z trzepaka” (The Tales from Times on the Beater) invites the reader to live with a wall unit, or on a journey with a toddler, preferably hitchhiking. So he invites you to his childhood in the 1980s and 1990s, patiently explaining to today’s kids the complexities of an era in which you had to wait all day to watch a cartoon for just ten minutes.

%d bloggers like this: