recenzja

Tajemnice Sunnylakes | Inga Vesper, Bardzo długie popołudnie

Pod płaszczykiem intrygującej zagadki zaginięcia idealnej pani domu z kalifornijskich przemieść Inga Vesper przemyca opowieść o usankcjonowanym społecznie w Stanach Zjednoczonych połowy lat 50. XX wieku rasizmie i szowinizmie – o „Bardzo długim popołudniu” pisze Przemysław Poznański.

Vesper operuje kontrastami – jak najbardziej zamierzonymi, skoro osadza akcję swojej powieści w połowie zeszłego wieku, w czasie, gdy społeczne role mężczyzny i kobiety, a także role czarnych i białych mieszkańców USA rozdzielone zostały według ściśle ustalonych reguł.

„W naszym społeczeństwie miarą wartości kobiety jest jej mąż” – słyszymy. Kobieta ma zatem zajmować się domem i pięknie wyglądać, mężczyzna ma zarabiać pieniądze, a w domu ma prawo oczekiwać rodzinnego ciepła. Dobrze też by było, gdyby żona dała mu potomstwo – najlepiej chłopca i dziewczynkę.

Biali mieszkają w identycznych domkach na przedmieściach, z zadbanymi trawnikami, czarni gnieżdżą się w zapuszczonych dzielnicach biedy, a jeśli już przyjeżdżają na ulice białych, to tylko po to, by służyć im za marne pieniądze. Poza tym, jak twierdzą bohaterowie powieści, oczywistym jest, że czarni śmierdzą i kradną, więc wpuszcza się ich do domu z niechęcią, z musu, bo ktoś musi ulżyć doli białych kobiet i za nie posprzątać, albo zająć się ich dziećmi. Nie zmienia to faktu, że „Murzyni [cytat – red.] nie potrafią o nic zadbać, dlatego w oknach ich domów nie uświadczysz skrzynek na kwiaty (…)”.

A wszystko to w pełni usankcjonowane uzusem, oczywiste dla każdego, kto oczekuje, by społeczeństwo działało jak w zegarku, a wyznaczone normy zachowań były rygorystycznie przestrzegane. Bo w ostrym kalifornijskim słońcu nie ma miejsca na półcienie – granice między kolorami pozostają ostre i jednoznaczne.

Do czasu. Inga Vesper odmalowuje nam ów pozornie idealny świat tylko po to, by w jednej chwili podważyć wszystkie jego reguły i zachwiać jego podstawami. Oto bowiem pewnego dnia w idealnym Sunnylakes ze swojego domu w dziwnych okolicznościach znika Joyce Haney – matka dwóch córek, żona, ostoja społeczności. Wszyscy są poruszeni. Wskutek tego co stało się w domu Haneyów kruszy się fasada idealnego osiedla. Najlepiej oddaje to zdanie wypowiedziane przez jedną z sąsiadek zaginionej: „– Coś okropnego. – Pani Kettering szlocha. – W dodatku w naszej dzielnicy”.

Przeczytaj także:

Czy w ogóle może stać się coś jeszcze gorszego? I owszem. Otóż osobą, która pierwsza zawiadamia innych o zdarzeniu jest czarnoskóra pomoc domowa, Ruby Wright, która po przyjeździe do Haneyów zastaje pozostawione same sobie córki białych państwa i niepokojące plamy krwi w wypeilegnowanej kuchni.. Od tej chwili ów wymuskany, sielski obraz świata przedmieść zaczyna pękać, obnażając złudny obraz idyllicznego przedmieścia i każąc zajrzeć za tę zasłonę, która kryje prawdę przed oczami postronnych.

Vesper łączy elementy psychologicznego thrillera z klasycznym policyjnym kryminałem. Z jednej strony każdy rozdział jest bardzo osobistą, pełną rozterek relacją konkretnego bohatera, w tym Ruby czy Joyce, z drugiej toczy się tu śledztwo, za które odpowiada Mick Blanke, detektyw przeniesiony do Kalifornii z – co ważne – Nowego Jorku.

Czyniąc go jedną z głównych postaci powieści autorka buduje kolejny kontrast: między mentalnością mieszkańców Południa i tych z Północy. Blanke wnosi bowiem w ów zatęchły, duszny światek Sunnylakes powiew świeżości. Nie oznacza to, że jest postacią bez skazy. Wciąż pozostaje tworem swojej epoki, przesiąkniętej duchem maczyzmu i supremacji białych, lecz potrafi wznieść się ponad powszechne uprzedzenia i dojrzeć w Ruby – dla innych niedostrzegalnej, bo czarnej, bo kobiety – człowieka i ważnego świadka. To on jest tu głosem rozsądku, a ostatecznie także głosem sprawiedliwości.

Ale Inga Vesper idzie w tej opowieści dalej – korzystając z narzędzi wspomnianego już psychologicznego thrillera pozwala nam spojrzeć na Ruby jej własnymi oczami i poznać o niej tę prawdę, której nie domyśli się nawet detektyw Blanke. Dziewczyna – znając swoje miejsce w szeregu – nie przestaje wyznaczać sobie celów większych niż te, na które chcą pozwolić jej biali. To właśnie jej upór, ambicja i poczucie własnej wartości jako kobiety – podważanej nawet w społeczności czarnych – czy aspiracje jakie wiąże z dalszą nauką, okazują się kluczowe tak dla jej przyszłości jak i roli jaką odegra w całej sprawie.

Przeczytaj także:

Z tego powodu powieść Vesper – choć w najdrobniejszych szczegółach osadzona w epoce – brzmi chwilami jak opowieść napisana ku pokrzepieniu serc, ku choćby częściowemu ukojeniu. Cokolwiek się tu zdarzy, jest prawdopodobne i możliwe, a każda scena mogłaby zostać żywcem przeniesiona do amerykańskiego serialu z lat 50. czy 60., jednocześnie jednak czujemy, że autorka chce nam pokazać nie tylko dojmującą prawdę epoki, ale i wlać w nas odrobinę optymizmu. Możliwego w opisywanych sytuacjach, ale przecież wymagającego wielu pozytywnych zbiegów okoliczności.

„Bardzo długie popołudnie” ma zatem kilka warstw, które trafić mogą do różnych czytelników: jest to zarówno wciągająca powieść gatunkowa, społeczny protest-song, jak i obyczajowa historia o nadziei, którą można mieć nawet w świecie programowo odmawiającym jej każdemu, kto nie wywodzi się z uprzywilejowanej kasty.

Inga Vesper, Bardzo długie popołudnie (The Long, Long Afternoon)
Przełożył Jacek Żuławnik
Wydawnictwo Słowne, Warszawa, 2 czerwca 2021

***

Summary

Under the guise of the intriguing mystery of the disappearance of the perfect Californian housewife, Inga Vesper smuggles a story about socially sanctioned racism and chauvinism in the United States in the mid-1950s – Przemysław Poznański writes about „The Long, Long Afternoon”.

%d bloggers like this: