wywiad

Agnieszka Lingas-Łoniewska: Mrok kręci mnie od dawna | Rozmawia Przemysław Poznański

Wcześniej miałam już na koncie kryminały i thrillery, jednak uważam, że ta książka jest moją najbardziej dojrzałą powieścią. A także taką, która kosztowała mnie ponad rok pracy, gromadzenia materiałów i zgłębiania tematyki związanej z manipulacją, sposobem myślenia socjopaty i jego wpływu na innego człowieka. Od lat ciekawiły mnie te mechanizmy i chciałam stworzyć historię właśnie takiego osobnika – mówi Agnieszka Lingas-Łoniewska, autorka „Przyjdę, gdy zaśniesz”. Rozmawia Przemysław Poznański.

Agnieszka Lingas-Łoniewska, wrocławska pisarka, autorka ponad 30 bestsellerowych powieści, stanowiących elektryzujący miks gatunkowy romansu, dramatu i sensacji. Kocha zwierzęta, ma cztery koty i psa. Od lat prowadzi autorską akcję Karma zamiast Kwiatka i na licznych spotkaniach autorskich zbiera karmę dla zwierzaków, którą potem przekazuje do wrocławskich fundacji. W 2016 r. zajęła II miejsce w plebiscycie „Gazety Wrocławskiej” Kobieta Wpływowa, a od 2017 r. jest członkinią Kapituły Literackiego Debiutu Roku. Fot. Marcin Klaban

Przemysław Poznański: Ma pani na koncie powieści obyczajowe, kryminalne, sensacyjne, uprawiała pani także fantastykę, a bardzo często pani książki stanowią gatunkowy miks. To bardziej próba stałego poszerzania czytelniczego grona, czy raczej literacki przymus płodozmianu?

Agnieszka Lingas-Łoniewska: Zdecydowanie to drugie. Zawsze odczuwałam potrzebę tworzenia różnych historii, pochodzących często z odległych niejednokrotnie światów. Nigdy nie kierowałam i nie kieruję się modą czy trendami, tylko wpadam na dany pomysł, zbieram materiał, rozmawiam z moimi interlokutorami, tworzę konspekt i zaczynam pisać. I w zależności od potrzeb i mojego nastawienia, oraz tak zwanego „feelingu”, może to być komedia romantyczna, sensacja lub thriller właśnie. I to jest świetne, gdyż moi czytelnicy także kochają ową różnorodność.

Gdy zaczynała pani pisać, miała pani plan takiego właśnie płodozmianu?

– Gdy zaczynałam pisać, dokładnie w 2008 roku, w ogóle nie miałam żadnego planu i nie sądziłam, że moja książka wyjdzie poza ramy mojego komputera. Kierowałam się instynktem i chęcią opowiedzenia historii, stanowiącej swego rodzaju oczyszczenie i ucieczkę od problemów świata realnego. Pisanie traktowałam jako terapię, a dwa lata później ukazał się mój debiut. Co wówczas było dla mnie zdecydowanie ogromnym zaskoczeniem.

Tym razem – w „Przyjdę, gdy zaśniesz” – daje nam pani znakomity, mroczny thriller psychologiczny. Jak wpadła pani na pomysł napisania powieści właśnie w tym gatunku?

– Wcześniej miałam już na koncie kryminały i thrillery, jednak uważam, że ta książka jest moją najbardziej dojrzałą powieścią. A także taką, która kosztowała mnie ponad rok pracy, gromadzenia materiałów i zgłębiania tematyki związanej z manipulacją, sposobem myślenia socjopaty i jego wpływu na innego człowieka. Od lat ciekawiły mnie te mechanizmy i chciałam stworzyć historię właśnie takiego osobnika. A wszystko zaczęło się od kilku prawdziwych historii z życia wziętych, których wysłuchanie kosztowało mnie sporo zdrowia psychicznego i od lektury książki Renaty Kim „Dlaczego nikt nie widzi, że umieram”. Po tym wszystkim pomysł długo siedział w mojej głowie, inkubował, a potem wręcz domagał się uwolnienia. I tak powstała historia Igi, Szczepana, Sławka i Filipa.

Główną postacią jest właśnie Iga. Studentka, osoba dorosła, ale jednocześnie w wieku, w którym najczęściej nie jest się jeszcze zmuszonym do brania odpowiedzialności za rodzinę. W przypadku Igi los chce inaczej, dziewczyna musi szybko dojrzeć do roli, w której nie planowała się znaleźć. I choć jest niezwykle odpowiedzialna, nie zawsze sobie z tą rolą radzi. Jak wymyśla się takie postaci – niejednoznaczne, skomplikowane?

– Powiem szczerze, że mrok, mówiąc kolokwialnie, kręci mnie od dawna. Jestem wielbicielką kryminałów, thrillerów i horrorów, moja ulubiona książka (jedna z wielu), to „Wielki marsz” Kinga. A jak tworzy się takie postaci? Na pewno intensywnie. Szare komórki pracują na najwyższych obrotach, zdecydowanie stanowi to wyzwanie, ale jest jednocześnie wspaniałym uczuciem i dającym ogromną satysfakcję. Po moim wcześniejszym thrillerze „W szponach szaleństwa”, na jednym ze spotkań autorskich, czytelnik zadał mi pytanie: Jak coś takiego mogło się urodzić w pani umyśle? Otóż mogło, urodziło się i byłam z tego bardzo zadowolona. Wchodzenie w zakamarki ludzkiego umysłu i wyszukiwanie tych mrocznych pokładów jest zarazem świetną zabawą, jak i poważnym pisarskim zadaniem.

Powiem szczerze, że mrok, mówiąc kolokwialnie, kręci mnie od dawna. Jestem wielbicielką kryminałów, thrillerów i horrorów, moja ulubiona książka (jedna z wielu), to „Wielki marsz” Kinga.

To przede wszystkim powieść o manipulacji – cynicznie zaplanowanej i wdrażanej po to, by przejąć kontrole nad czyimś życiem. Od czego zaczyna się pisać taką powieść? Od bohatera – psychopaty, od rodziny, którą ów psychopata weźmie na cel? A może jeszcze od czegoś innego?

– W przypadku książki „Przyjdę, gdy zaśniesz” najpierw pojawił się sam temat manipulacji w związku. Potem poszłam nieco dalej i nadałam mojemu bohaterowi cechy socjopatyczne, aby koniec końców stworzyć z niego psychopatę. Już na początku wiedziałam, jaki będzie finał tej historii i gdy oddałam manuskrypt do wydawcy, ten zrobił wielkie oczy, przeczytawszy zakończenie. I wiedziałam, że to było idealne zagranie fabularne.

Na ile da się w taką postać psychopaty wcielić, spojrzeć jego oczami, wyobrazić sobie, jak on postrzega świat i innych ludzi, a na ile trzeba opierać się na literaturze fachowej?

– Na pewno w znacznym stopniu polegałam na przeczytanych książkach, o których wspominam w posłowiu, a także na materiałach znalezionych w internecie. Pomogły mi także rozmowy z kobietami, które żyły w związkach przemocowych, ale nie od strony fizycznej, tylko od psychicznej właśnie. Było mi wówczas łatwiej wcielić się w postać mojego antagonisty, nauczyć się czuć (a właściwie nie czuć), i myśleć jak on. Była to roczna ostra jazda, która dała mi ogromną satysfakcję i teraz, gdy czytam bardzo pochlebne recenzje, wiem że było warto.

Zostając przy bohaterach: jednym ze słabych ogniw przedstawionej rodziny, wykorzystywanych przez psychopatę, jest Sławek, szesnastolatek. Chłopak w najgorszym okresie buntu, a przez to często przerażający, szczególnie, gdy czuje, że nikt nie ma nad nim władzy. I znowu pytanie o inspiracje przy tworzeniu takiego bohatera.

– Moje dzieci są już dorosłe, ale przeżyłam okres nastoletni, okres buntu i wiem, jak ważne jest wówczas wsparcie rodziny i obecność najbliższych, obecność i zainteresowanie rodziców. Kiedy zaczyna brakować autorytetów, zaczyna chwiać się ta bezpieczna opoka, której każde dziecko potrzebuje. I wówczas albo zaczyna się długa droga w dół, albo pojawia się inny, czasami fałszywy, a niejednokrotnie niebezpieczny autorytet. I to właśnie miało miejsce w mojej książce. Oczywiście motywacja „tego złego” była całkiem inna, ale trafił na niezwykle podatny grunt, w postaci zbuntowanego nastolatka.

Już na początku wiedziałam, jaki będzie finał tej historii i gdy oddałam manuskrypt do wydawcy, ten zrobił wielkie oczy, przeczytawszy zakończenie. I wiedziałam, że to było idealne zagranie fabularne.

Pytam o tworzenie postaci także dlatego, że jest pani autorką kilkudziesięciu powieści. Czy na tym etapie literackiej kariery wciąż szuka się przy tworzeniu bohaterów inspiracji wokół siebie i w sobie, czy raczej korzysta z własnego literackiego doświadczenia?

– Na kreację postaci składa się wiele elementów. Czasami są to pewne cechy zauważane u ludzi, których znam, do tego dokładam właściwości charakterologiczne, niezbędne do stworzenia danego bohatera, większość tworzy się zatem w mojej wyobraźni. A inspirację można znaleźć wszędzie, gdyż pisarz jest niezwykle uważnym obserwatorem i wszystko może się przyczynić do pojawienia się pomysłu, koncepcji na nową powieść. News w telewizji, piosenka zasłyszana w radio, człowiek spotkany na drodze. To jest nieco męczące, bo umysł wciąż i wciąż pracuje na wysokich obrotach. Ale jednocześnie niezwykle pasjonujące.

Agnieszka Lingas-Łoniewska, Przyjdę, gdy zaśniesz, Wydawnictwo Słowne 2021

„Przyjdę, gdy zaśniesz” sprawia wrażenie powieści samodzielnej. Ale pojawia się w niej policjant, Filip Patron, który daje olbrzymie możliwości stworzenia całego cyklu kryminalnych thrillerów. Myślała pani o tym?

– Nie, „Przyjdę, gdy zaśniesz” to odrębna powieść i nie planuję, ani kontynuacji, ani serii.

Jak wygląda pani proces twórczy? Od czego pani zwykle zaczyna? Czy jest to zależne od gatunku i czy pani sposób pisania na przestrzeni tych kilkudziesięciu powieści ewoluował? 

– Tworzę powieści wielogatunkowe i za każdym razem proces jest w sumie bardzo podobny. Najpierw pojawia się pomysł, koncepcja, zarys intrygi. Potem rozpisuję bohaterów, a następnie przystępuję do gromadzenia materiałów, które pomogą mi stworzyć przedstawiany świat fabularny. W zależności od tego, o czym piszę, robię szczegółowy wywiad, rozmawiam z ludźmi, czytam książki. Są w mojej twórczości bardziej rozrywkowe powieści, komedie romantyczne które nie wymagają szczegółowego researchu, ale są także powieści traktujące o problemach społecznych, czy przedstawiające określone grupy zawodowe i wówczas z wielką przyjemnością zbieram taki materiał. Gdy to wszystko już mam, przystępuję do zapisu. Napisanie książki zajmuje mi od 3 do 5 miesięcy. Ale czasami trwa to rok. Tak więc w tym przypadku nie ma reguły.

Nad czym pani teraz pracuje?

– W tej chwili zaczynam pisać trzecią część mojej serii o złodziejach biżuterii, czyli „Śniadanie z Arsenem”. Pracuję także nad dwoma opowiadaniami do nowych antologii, do których zostałam zaproszona. Ukażą się jeszcze w tym roku. Natomiast wspomniana wyżej komedia kryminalno-romantyczna będzie miała premierę w przyszłym roku.

Rozmawiał Przemysław Poznański

%d bloggers like this: