Choć „Powrót” Kathryn Croft jest niewątpliwie wciągającym thrillerem psychologicznym, to jego siła wykracza znacznie poza ramy gatunku, stając się także wnikliwym studium depresji, jaką przeżywa niejedna młoda matka. Ze wszystkimi tego konsekwencjami – pisze Przemysław Poznański.

Dwa plany czasowe i dwie warstwy fabularne powieści, które Kathryn Croft zawarła na kartach „Powrotu” przenikają się wzajemnie i uzupełniają, tworząc zaskakujący i zarazem przejmujący obraz rodziny, która rozpadła się i desperackiej próby jej odtworzenia przez kobietę, której depresja stała u źródeł owego rozpadu. Ale Kathryn Croft sprawia, że jest tu i miejsce na thriller.
Intryga „Powrotu” ściśle podporządkowana jest prawidłom gatunku. Dostrzegamy to zwłaszcza w drugiej części powieści, gdzie w zbitce „thriller psychologiczny” górę bierze słowo „thriller”, co oznacza, że moralne i psychologiczne dylematy muszą ustąpić dynamicznej akcji, walce o dowiedzenie swoich racji, a nawet walce o przetrwanie. To ta część, o której nie można zbyt wiele powiedzieć, by nie zdradzić fabularnych zawiłości, w jakie autorka wrzuciła swoich bohaterów.
Skupmy się więc na części pierwszej, która czerpie z gatunku to, co zawiera się w określeniu „psychologiczny”. Oto Farrah Conway, dobrze skrywająca swoją prywatność trzydziestopięcioletnia nauczycielka, w końcu pewnego dnia postanawia naprawić bolesne błędy przeszłości. Oznacza to ni mniej ni więcej, tylko próbę odzyskania córki, którą niespodziewanie dla wszystkich zostawiła krótko po porodzie. Problem w tym, że jej mąż, Aiden, zdążył się w tym czasie związać z inną kobietą, którą dziewczynka zapewne nazywa teraz matką. Czy jednak w tej sytuacji powrót do jakiejkolwiek formy dawnego życia jest w ogóle możliwy?
Kathryn Croft przeplatając ze sobą dwa poziomy czasowe, w obu tych warstwach mówi nam jednak o tym samym: o psychicznym rozdarciu swojej bohaterki, wynikającym ze zderzenia z rzeczywistością, która ją przerasta. W retrospekcji Croft pokazuje nam Farrah, która niespodziewanie zachodzi w ciążę. To w sumie dobra wiadomość, bo jej ciąże przez lata wielokrotnie kończyły się poronieniem. Tym razem – wszystko na to wskazuje – ma szansę urodzić dziecko. I rzeczywiście: na świat przychodzi Kayla. Oczko w głowie taty, wymarzona córka mamy. Dlaczego więc z dnia na dzień w relacje kobiety z wymarzonym dzieckiem wkradają się emocje, których tam być nie powinno? Skąd depresja? Skąd myśli, jakich wydawałoby się prawdziwa matka nie powinna nigdy mieć? Skąd wreszcie ucieczka?
Nie ulega wątpliwości, że Croft opisuje kliniczny wręcz przypadek depresji poporodowej. Śledzimy – rozdział po rozdziale – ból, strach, rozpacz kobiety. Z czego wynika? Croft buduje oczywiście całe tło właściwe dla thrillera, z całym systemem często toksycznych powiązań między bohaterami, choć nie do końca jest ono niezbędne. A raczej – jest niezbędne dla wypełnienia prawideł gatunku, nie jest za to konieczne, o ile chcemy przede wszystkim poznać historię kobiety, którą przerasta macierzyństwo, która musi do niego dopiero dojrzeć.
Po dwóch latach Farrah znowu przeżywa jednak rozdarcie – jak bowiem miałaby wrócić do roli, z której dobrowolnie zrezygnowała, nie krzywdząc byłego męża, a przede wszystkim córki? Kim miałaby dla niej być – o ile w ogóle zostanie dopuszczona do bycia częścią jej życia? Ciotką? Przyjaciółką domu?
Kathryn Croft korzysta z gatunku, w którym jest niekwestionowaną mistrzynią, by opowiedzieć historię większą, niż ów gatunek. W natłoku psychologicznych thrillerów jej powieść wyróżnia się chęcią ukazania problemu, o którym się nie mówi, lub mówi zbyt rzadko. Tym samym pod sensacyjną powłoką skrywa opowieść o współczesnej kobiecie – zarazem mocnej jak i słabej, popełniającej błędy, ale i zdesperowanej, by je w końcu naprawić.
Kathryn Croft, Powrót (The Last Cry)
Przełożyła Ewa Kleszcz
Burda Książki, Warszawa 2020