recenzja

Firanka z krat | Nina Olszewska, Pudło

Obraz zakładów penitencjarnych, jaki funkcjonuje w zbiorowej świadomości, zbudowany jest na bazie książek, filmów i seriali ukazujących losy bohaterów za kratami. Jak jednak wygląda prawdziwe życie za bramą polskiego zakładu karnego i ile ma ono wspólnego z hollywoodzkimi produkcjami? Na te pytania stara się znaleźć odpowiedzi Nina Olszewska w swoim reportażu zatytułowanym „Pudło”.

Kryminał, kazamaty, ciupa, mamro, paka, puszka i tytułowe pudło, to mniej eleganckie określenia więzienia. A są jeszcze inne, slangowe albo i te, używane przez grypsujących pensjonariuszy zakładów penitencjarnych. Niektórzy „pensjonariusze” wpadają tu tylko na chwilę, na kilka miesięcy, na rok, czasem góra na dwa lata, ale są też i tacy, którzy zasłużyli na to, by zajmować tę miejscówkę przez znacznie dłuższy czas. Są wreszcie i tacy, którzy wracają tu jak zły szeląg, tak jakby poza murami ZK zwyczajnie nie potrafili znaleźć sobie miejsca. Wśród rozmówców Niny Olszewskiej są też i tacy, dla których wyrok, choć tylko kilku-, lub kilkunastoletni, może okazać się karą dożywocia.

Do wiadomości publicznej czasem prześlizgnie się informacja o więźniach i zakładach penitencjarnych. Najczęściej wówczas, gdy sprawca szczególnie okrutnego czynu trafia za kraty. Czasami, gdy na wolność wychodzą osoby niesłusznie skazane. A zupełnie niedawno, gdy newsem był raport NIK w sprawie rządowego programu „Praca dla więźniów”, który ujawnił – eufemistycznie rzecz ujmując – „nieprawidłowości” przy budowie toru przeszkód w Centralnym Ośrodku Szkolenia Służby Więziennej w Kaliszu i, co w tym przypadku brzmi paradoksalnie, skończył się skierowaniem do prokuratury aż szesnastu aktów oskarżenia.

Nina Olszewska „Pracy dla więźniów” poświęci zresztą osobny rozdział. Ale nie będzie prowadziła tu  dziennikarskiego śledztwa w tej sprawie, lecz przedstawi relacje z rozmów z tymi z osadzonych, którzy właśnie w ramach tego programu pracują w warunkach wolnościowych, półwolnościowych i w przywięziennych halach. Każda z tych historii będzie różna, tak samo jak jej rozmówcy i powody, dla których na świat spoglądają przez okno przysłonięte firanką z krat.

Autorka „Pudła” swoich interlokutorów nie pyta o powody, dla których trafili do zakładów karnych. Nie wchodzi też do więzień ot tak, z ulicy. Każdą wizytę za więziennymi murami długo przygotowuje, starając się o pozwolenie na spotkanie z osadzonymi. Ma też pełną świadomość, że jej rozmówcy nie są przypadkowi. Każdy z nich został wybrany przez wychowawców pracujących za kratami, a na samą rozmowę zgodę wyrazić musiał kierujący zakładem karnym. Mimo to każdy kolejny rozdział przybliża nam prawdziwy obraz więźniów i polskiego systemu penitencjarnego.

Dowiadujemy się więc, co osadzeni myślą o ojcostwie, rodzinie, jak sobie radzą ze świadomością, że ich bliscy prowadzą życie, w którym ich udział często jest niemal iluzoryczny. Jakie mają plany na życie „po” i czy są przygotowani na wyjście na wolność. Oprócz byłych osadzonych o ich dalszych losach na wolności opowiedzą też Olszewskiej założyciele jednej z fundacji działającej na rzecz przywrócenia byłych skazańców społeczeństwu i kierowniczka należącego do tej fundacji ośrodka postpenitencjarnego.

Więźniowie rozmawiają na temat upływu czasu za kratami, ale w tle za każdym razem pojawia się inny wątek, który gdy tylko raz się ujawni powoli przechyla ciężar rozmowy w tę stronę i potem toczy się już ona w zupełnie nowym kierunku. Dlatego czasem będzie to sprawa przepustek, innym razem pracy w domu opieki społecznej, a jeszcze innym razem menu lub więzienna biblioteka i „bibliotekarze”.

Jedzenie, pieniądze, praca, dzieci, rodzina, żona, potrzeba bliskości. Kolejność i siła tych wątków jest w każdym przypadku inna. Czasem pojawiają się wszystkie, czasem tylko niektóre, a innym razem tylko jeden. Przeplatają się w więziennych rozmowach Olszewskiej, zgrabnie tworząc też jeszcze inną opowieść. O zmianie, jaka zachodzi w systemie penitencjarnym, w podejściu do więźniów i podejściu więźniów do kary pozbawienia wolności.

Przyznać trzeba, że realizacja pomysłu, by stworzyć reportaż o więźniach, o tym, co ich trapi, czego się boją i jaki mają pomysł na siebie „po wyroku”, musiała być potrójnie trudna. Po pierwsze, co wydaje się dość oczywiste, to kwestia samego tematu. Ale z nim, oddając w nasze ręce spójną opowieść o polskich więzieniach, autorka „Pudła”- córka „klawisza”, doskonale sobie poradziła.

Drugim powodem była chęć oddania głosu samym osadzonym. I to był rzeczywiście kłopot, bo przecież nie miała to być dla nich trybuna do wylewania żalów, utyskiwania, prób wybielania się lub autoreklamy. Nie pozwalając ani sobie, ani rozmówcom na słowne akrobacje, balansując na bardzo cienkiej linii między prawdą a manipulacją, przede wszystkim jednak oddając głos więźniom, autorka „Pudła” harmonijnie połączyła intencje, chęci i możliwości, dając w efekcie znakomicie skonstruowane studium życia za kratami. 

Trzeci kłopot polegał na tym, by w ogóle wejść za więzienne bramy. Wydawałoby się, że akurat ten ostatni problem nie powinien stanowić bariery nie do przebicia, a tymczasem okazało się, że bramy wielu zakładów penitencjarnych nawet nie uchyliły się lekko, by pozwolić reporterce zajrzeć do swojego wnętrza.

W Polsce jest sto dwadzieścia jednostek penitencjarnych. Olszewską wpuszczono za mury tylko kilku z nich. Tym niemniej autorka „Pudła” sugestywnie odmalowała obraz polskiego więziennictwa i polskiego więźnia, oszczędnie gospodarując słowem, bez upiększeń, realistycznie, zostawiając nas na koniec ze smutną konstatacją, że tylko mniej więcej połowa z osadzonych, po odbyciu kary, nigdy więcej nie wróci za kraty.

Nina Olszewska, Pudło. Opowieści z polskich więzień
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2020

%d bloggers like this: