recenzja

Skarb zamku Czocha | Krzysztof Bochus, Boski znak

Krzysztof Bochus napisał powieść, która łączy w sobie mroczny thriller z historią poszukiwania zaginionych dzieł sztuki, nawiązujący gatunkowo do bestsellerów Dana Browna czy przygód Pana Samochodzika, ale zdecydowanie w wersji dla dorosłych.  

„Boski znak”, choć stanowi kontynuację „Listy Lucyfera”, jest powieścią gatunkowo odmienną. Pozostając kryminałem w najlepszym tego słowa znaczeniu, kładzie akcenty nie tyle na zagadki mrocznego, morderczego umysłu, jak było to w poprzednim tomie, co na samą intrygę. Na ciąg zdarzeń, w które wplątany zostaje redaktor Adam Berg, niejednokrotnie ocierający się przy tym o śmierć.

Nie znaczy to, że dostajemy powieść mniej niepokojącą. Nie. Grasujący tu antagonista ucieka się do zbrodni okrutnych, z pewnością porównywalnych z tymi, jakie były dziełem Lucyfera. I tak jak poprzednio, Berg  również tu znajdzie się na liście osób dla mordercy niewygodnych, tak samo zresztą, jak bliskie mu osoby. Różnica polega na tym, że „Boski znak” wpisuje się przede wszystkim w gatunek thrillera akcji, ale i powieści przygodowej, trochę jak z Dana Browna, albo bardziej jeszcze Zbigniewa Nienackiego. Powiem więcej – Krzysztof Bochus stworzył powieść, która jest dorosłą (ze wszystkimi tego konsekwencjami) wersją „Pana Samochodzika”, a więc lekturą obowiązkową dla każdego, kto wyrósł już z fabularnych uproszczeń i politycznych uwarunkowań „Księgi strachów”, „Templariuszy” czy „Niewidzialnych”, ale chciałby ponownie odnaleźć tamten klimat.

To porównanie jest o tyle uzasadnione, że główną osią fabuły jest zlecenie, jakie Berg otrzymuje od grupy polskich miliarderów. Otóż ma on odnaleźć ukryte w czasie wojny skarby zamku Czocha, wykorzystując przy tym nie tylko swoją dziennikarską żyłkę detektywistyczną, ale i wiedzę dotyczącą dzieł sztuki – wsławił się wszak, jak pamiętamy, odnalezieniem słynnej Szkatuły Królewskiej. Tym razem na jego celowniku znajdują się m.in. jaja Fabergé i srebrna zastawa stołowa. Zabytki cenne na tyle, by Berg poważnie rozważył złożoną mu propozycję i podjął się wykonania zlecenia.

Dochodzenie, które rozpocznie dziennikarz, zbiegnie się w jednak czasie z serią niepokojących ataków na niego, które jednoznacznie odwołują się do wydarzeń z „Listy Lucyfera”. Berg znajdzie się więc w sytuacji niekomfortowej – między roszczeniową postawą zleceniodawców, z czym jednak radzi sobie dzięki wrodzonej asertywności, a uzasadnionym strachem przed kimś, kto zdaje się śledzić każdy jego krok i kto wydaje się być nieobliczalny.

Bochus wyprowadza tym razem swojego bohatera z Gdańska, każąc mu nie tylko udać się, co oczywiste, do zamku Czocha, ale rzuca go od Włoch przez Niemcy po Bahamy. Umieszcza swojego protagonistę też w bardzo konkretnym czasie, wyznaczonym choćby huraganem „Dorian”, z powodu którego Donald Trump odwołał w 2019 roku wizytę w Polsce. To ważne, bo jeśli nawet autor serwuje swojemu bohaterowi – i to dość często – poważne kłopoty, to wszystkie one wynikają bezpośrednio lub pośrednio z tego, co było i jest naszym udziałem, włącznie z narastającym neofaszyzmem, który odegra w powieści istotną rolę i całym rodzimym, nasiąkniętym zepsuciem elit, politycznym tłem. Nie zabraknie też pewnych mrugnięć okiem, odnoszących się do popularnych jakiś czas temu teorii spiskowych.

Dostajemy więc powieść, która z jednej strony nawiązuje, także nastrojem i naturą zła, do „Listy Lucyfera”, z drugiej jest dziełem osobnym, mogącym wręcz stać się punktem wyjścia dla serii powieści zanurzonych w konwencji osadzonego w kryminalnym anturażu thrillera akcji, z wątkiem przygody i obowiązkowo ważnym dziełem sztuki, które trzeba odnaleźć. Adam Berg, stworzony przez Krzysztofa Bochusa, jak mało kto nadaje się na bohatera takiego cyklu.

Krzysztof Bochus, Boski znak
Skarpa Warszawska 2020

%d bloggers like this: