Tyle mnie osób namawiało na oglądanie, że nie zliczę. Telewizyjna „Wyborcza” obwołała rzecz serialem roku. Na produkcję spadł deszcz nagród Emmy, a twórczyni serialu, a zarazem odtwórczyni głównej roli, po nakręceniu drugiego sezonu dostała zielone światło od Amazona i worek pieniędzy na kolejną dowolną produkcję. Moje oczekiwania wzrosły więc pod sufit. W takich sytuacjach po obejrzeniu następuje na ogół bolesne rozczarowanie. Tymczasem jednak przeżyłam olśnienie. Phoebe Waller-Bridge, rządzisz!

Fleabag opowiada o sfrustrowanej, samotnej trzydziestolatce w Londynie, nawiasem mówiąc Londyn zdaje się być pełen takich smutnych dziewczyn, ciekawe jak na ten stan wpłynie Brexit. Ale nie, nie obawiajcie się, nie jest to kolejna historia w stylu Bridget Jones, Bridget znajduje się od Fleabag tak daleko jak milkshake z McDonalda od pachnącego imbirem gorzkawego smoothie, w którym mango dla oszczędności zastąpiło się jabłkiem. Oba są gęstymi napojami, ale różnica między nimi kolosalna. Albo jakoś tak. Wiem, nie udała mi się ta metafora, bo trudno w zgrabne słowa ująć Fleabag, który doprawdy tak jest wielopłaszczyznowy, że zupełnie nie nadaje się na podstawę do jednolinijkowych bon motów.
Fleabag oznacza wywłokę. Innymi słowy: dziewczynę, która za bardzo lubi seks. Dziewczynom wolno lubić seks, ale nie za bardzo, przypominam. Dziewczynom podobno wszystko wolno, tylko że nie za bardzo, przypominam.
Nasza bohaterka stara się jednak o tym nie pamiętać. Fleabag, której imię padnie dopiero pod koniec pierwszej serii i zostawię wam przyjemność wyśledzenia, jak ono naprawdę brzmi, to klasyczne wcielenie loserki, z polska zwanej przegrywką. Ma swój biznes, na którym zupełnie nie zarabia, przeciwnie. Ma chłopaka, z którym ciągle zrywa, bo bez niego trudno, ale z nim jeszcze trudniej. Ma więc częste seksualne, mało satysfakcjonujące przygody z innymi, albo i ze samą sobą (myśli wtedy o Obamie). Ma siostrę, której zazdrości i której się boi. Ma pasywnego ojca oraz pasywno-agresywną macochę. Ma niewyparzony język, błyskawiczny refleks i kolosalne poczucie humoru. Nie ma natomiast kasy, zupełnie. I nie ma najlepszej przyjaciółki, bo ta niedawno zginęła w wypadku.
Fleabag chowa swoją żałobę głęboko, pod warstwą żartów i złośliwości. Strzela dowcipami, bo przecież nie melodramatyzować. Walczy z losem, ze zmiennym powodzeniem. I mówi, ciągle mówi do nas, patrzy prosto w kamerę i puszcza do widzów oko, komentuje swoje życie nieustająco, wywaliła czwartą ścianę, żeby mieć z nami stałe porozumienie.
Brak czwartej ściany w serialach to żadne nowatorstwo oczywiście, najsłynniejszy mogliśmy podziwiać w House of Cards, gdzie główny bohater uwielbiał, patrząc w prosto w kamerę, cynicznie objaśniać widzom, co też właśnie wyczynia. Fleabag nie jest cyniczna, raczej szuka u widzów aprobaty, porozumienia, wsparcia, bo tak naprawdę w tym swoim Londynie nie ma już z kim pogadać. I szuka też szczerości, bo w życiu uprawia nieustającą ściemę, udaje, kłamie, dostosowuje się, chwilami tylko wybucha.
A teraz uwaga: to, co Phoebe Waller-Brigde zrobi z czwartą ścianą w drugim sezonie Fleabag to rewolucja i serialowy przełom, naprawdę! Musicie dojść do tego momentu, bo drugi sezon jest o niebo lepszy niż pierwszy, a już po pierwszym znajdziecie się w serialowym raju.
Bohaterka jest irytująca, naprawdę. Z trudem się ją lubi, a gdy dojdziemy do kulminacji pierwszego sezonu (krótki, tylko 6 odcinków), lubi się ją jeszcze mniej. Choć jednak drażni, to jej kibicujemy. Choć nas brzydzi, to z nią empatyzujemy. Choć byśmy się z nią nie przyjaźniły, to nią często jesteśmy. Komedia, napisali w materiałach prasowych. W dużej mierze tak. Ale to komedia o żałobie. A także złośliwa opowieść o rodzinie, o dojrzewaniu, o samotności, o klasie średniej, o porąbanej współczesnej kobiecości i równie porąbanej współczesnej męskości, o sile życia wreszcie jakiejś straceńczej również. Wiem, patos do tego serialu szczególnie nie pasuje, więc może już zmilczę. Dodam tylko, że poza niezwykłą Phoebe Waller-Bridge zobaczymy tutaj Olivię Colman (niedawna jako Elżbieta I w The Crown) w roli macochy. Andrew Scotta (niedawno jako Moriarty w Sherlocku) w roli wielce znaczącego księdza. No i mojego ulubionego Hugh Skinnera (niedawno jako książę Wiliam w Windsorach) jako narzeczonego.
Phoebe Waller-Bridge jest aktorką, ale jakoś nie znajdowała ciekawych ról, sama więc sobie napisała monodram, który wystawiła w Londynie, a potem sama na jego podstawie napisała scenariusz serialu i w nim zagrała. Koleżanki trochę jej w tym pomogły, koledzy mocno powątpiewali, jak w życiu. Aż wyszła z tego Fleabag.
Oglądajcie.
Fleabag
Prime Video