recenzja

Miłość wbrew regułom | Grażyna Jeromin-Gałuszka, Niebieska sukienka

„Niebieska sukienka” Grażyny Jeromin-Gałuszki to druga część sagi, która choć rozgrywa się w konkretnych momentach burzliwej historii Polski, to przede wszystkim opowiada nam o ludzkich emocjach – o nienawiści i zawiści, o zadawnionych i nowych konfliktach, ale też o miłości, która rodzi się i trwa niezależnie od ograniczeń, wynikających z zakorzenionych – w społeczeństwie i w jednostkach –  uprzedzeń.

Opowieść w „Niebieskiej sukience” – podobnie zresztą jak w poprzedniej części sagi, „Folwarku Konstancji” – prowadzona jest w dwóch planach czasowych: tutaj jest to druga połowa XIX wieku oraz lata 20. XX wieku, ale trzeba podkreślić, że są to plany doskonale się uzupełniające, wręcz wchodzące z sobą w dialog. I choć plan nam bliższy, bardziej współczesny, siłą rzeczy zawczasu zdradza losy niektórych postaci z planu dalszego, choćby samo to, że wciąż żyją, to nie ma mowy, by w misternej konstrukcji tomu Grażyna Jeromin-Gałuszka zdradziła cokolwiek zbyt wcześnie. Wręcz przeciwnie – w sprawach najistotniejszych trzymać nas będzie w niepewności aż do końca. Bo choć „Niebieska sukienka” jest drugim tomem zaplanowanej wielotomowej sagi, rozgrywającej się na przestrzeni dwóch stuleci, to jest też książką w dużym stopniu samodzielną, zamykającą te z wątków, które stanowią tu oś dramaturgiczną.

„Niebieska sukienka” to dla mnie przede wszystkim opowieść o Florentynie, bo choć w przypadku wielowątkowej sagi z dziesiątkami bohaterów trudno mówić o postaciach dominujących, to pewne istotne wydarzenia dotyczące tej właśnie postaci tworzą tu fabularną klamrę. W wątku wcześniejszym Florentyna jest żoną kupca Alojzego Tyńskiego, ale tak naprawdę zakochana jest w Kacprze Janczarze, aresztowanym przez Rosjan i wywiezionym na Sybir. Co więcej, tajemnicą poliszynela jest, że ta miłość nie należała do platonicznych.

Ponad pół wieku później Florentyna, teraz już nestorka rodu, jest matką Klary i babcią wkraczających w dorosłość Emilii, Klementyny i Meli. Szczególnie ta ostatnia z wnuczek okazuje się tu postacią wybijającą się na pierwszy plan. Nie tylko dlatego, że w pewnym sensie jej losy korespondują ze znanym z historii jej babci wątkiem niespełnionej miłości, ale – co chyba równie ważne – dlatego, że opisując lata 20. Jeromin-Gałuszka nie mogła, i z pewnością nie chciała, uniknąć kwestii tak istotnej jak emancypacja kobiet. Krótko po wprowadzeniu równouprawnienia przy wyborach powszechnych, Mela staje się jedną z tych kobiet, które zdają sobie sprawę, że do równego statusu kobiet i mężczyzn w życiu publicznym czy zawodowym jest wciąż daleko. Będąc dla osób ze swojej rodzinnej prowincji symbolem moralnego zepsucia, nosicielką zgubnych idei i przykładem kogoś, kto dokonał niewłaściwych wyborów, bohaterka ta okazuje się tą, która w istocie wprowadza sagę w XX wiek, nieco na bok spychając swoim wątkiem nawet takie historyczne momenty, jak niedawne odzyskanie przez Polskę niepodległości czy wojna bolszewicka.

Przeczytaj także:

Ta ostatnia dotknie co prawda świat bohaterów wykreowanych przez Grażynę Jeromin-Gałuszkę, bo autorkę interesuje wszystko to, co kształtuje jednostkę, więc i historyczne tło. Ale choć w całej sadze jest ono istotne i pieczołowicie odtworzone, to zawsze będzie li tylko jednym z bodźców do opowiedzenia nam o zmaganiach bohaterek i bohaterów zarówno z własnymi słabościami, jak i z przeciwnościami losu, w tym tymi, które wynikają z ludzkich uprzedzeń lub zawiści.

Więc choć zabory, powstania i wojny mają swoje konkretne konsekwencje dla postaci sagi, to nie paraliżują ich woli budowania małego, indywidulanego świata opartego na kameralnym, intymnym poczuciu własnych wartości. Jeromin-Gałuszka rysuje zatem wielopokoleniowy obraz dziejów, ale nie jest to – i dobrze – wielki historyczny fresk, lecz raczej ciąg małych obrazów składających się na większą opowieść. Wyrazistych, pełnych, znakomicie oddających realia, ale jednak skupionych przede wszystkim na emocjach postaci, a jeśli na działaniu, to podyktowanym ich indywidualnymi motywami, a nie zbiorowymi lękami, porywami czy ideami, oderwanymi od osobistych pragnień jednostki.

I co równie ważne, nie są to sielankowe pejzaże z białymi dworkami zagubionymi gdzieś pośród zieleni, bo choć sceneria narysowana przez autorkę odpowiada naszym wyobrażeniom takich miejsc, to powieść nie ma w sobie nic z literatury szezlongowej, lecz jest na wskroś realistycznym portretem osób z krwi i kości, związanych, co oczywiste, stereotypami obowiązującymi w ich świecie, ale w żaden sposób niebędących stereotypowymi.

Przeczytaj także:

Przy tym wszystkim warto też wiedzieć, że „Niebieska sukienka” to powieść, w której dzieje się naprawdę wiele. Bo autorka do gatunku sagi podeszła na poważnie. Po pierwsze stworzyła bohaterów, którzy nie są nam obojętni, zbudowani zostali bowiem są z pasji, po drugie dała nam to, co w żaden sposób nie może nas w dobrej powieści pozostawić obojętnymi – intrygę opartą na konflikcie żyjących obok siebie rodów, zadawnione i zupełnie nowe wzajemne animozje i pretensje, nienawiść, która może nawet doprowadzić do śmierci. Ale dała nam także wielką miłość, która rodzi się i trwa ponad podziałami, ponad ograniczeniami, wynikającymi z zakorzenionych w społeczeństwie – ale i w nas samych – uprzedzeń.

Grażyna Jeromin-Gałuszka, Niebieska sukienka

Prószyński i S-ka 2019   

%d bloggers like this: