Do czego Rosja potrzebuje Polski, czy szpiedzy są jak androidy i do czego może przydać się im… dmuchana lalka? A przede wszystkim czy to już koniec serii, ile tomów będzie miał nowy cykl i co z tym serialem? Na te i inne pytania odpowiada Vincent V. Severski, były oficer polskiego wywiadu, pisarz, autor wydanej właśnie powieści „Niepokorni”.
Przemysław Poznański: Rosja rządzi światem?
Vincent V. Severski*: (Śmiech) Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Na ile jednak rozumiem uwarunkowania polityczne, w tym geopolityczne, to skłaniam się ku twierdzeniu, że Rosja co najmniej współrządzi światem. I w szczególności robi to przy pomocy służb specjalnych. Podobnie zresztą jak Stany Zjednoczone, bo to te dwa kraje ustawiają pionki i figury na szachownicy świata.
Rosja lubi przy tym prowokować. Tylko w ostatnich dniach mieliśmy do czynienia z sytuacjami, gdy na Bałtyk wpłynęły dwie rosyjskie korwety z rakietami obejmującymi zasięgiem całą Europę, a kilka dni wcześniej przejście rosyjskiej grupy lotniskowców przez kanał La Manche w drodze do Syrii wzbudziło panikę Brytyjczyków. Ale, jak rozumiem, są też bardziej subtelne metody „sterowania” innymi państwami? Przy pomocy służb?
– Odwieczny celem wszystkich służb jest takie wpływanie na elity i kierownictwa państw, by kreować ich działaniami zgodnie ze swoimi potrzebami. Są kraje mniej lub bardziej podatne na tego typu działania – zupełnie inaczej wygląda to w Ameryce Południowej, gdzie CIA mogło przy pomocy prostych działań kreować pożądane sytuacje, a inaczej w Ameryce Północnej czy w Europie. Śmiem wątpić, by Rosjanie mogli skutecznie sterować choćby polityką Niemiec. System tego państwa, wewnętrzne normy, zasady, etyka, są tak skonstruowane jak program Linux, który ciężko zainfekować wirusem. Oczywiście nie ma rzeczy niemożliwych – pamiętamy przecież Güntera Guillaume’a, bliskiego doradcę kanclerza Willy Brandta, a zarazem oficera wschodnioniemieckiego Stasi. Ale i w tym przypadku oznaczało to tylko tyle, że Guillaume wiele dowiedział się o zachodnioniemieckim państwie, ale bardzo wątpię czy jego mocodawcy mogli na to państwo wpływać.
A Polska jest podatna na działania obcych służb?
– W Polsce sytuacja jest nieco inna, niż w Niemczech. Gdy obserwuję polską scenę polityczną, obyczaje, normy, sposób doboru elit, to myślę, że nie jesteśmy jak Linux, ale raczej jak znana z licznych dziur stara wersja popularnego programu operacyjnego. Tu można zapuszczać wirusy naprawdę głęboko. Już w pierwszym tomie, w „Nielegalnych”, pisałem, że im bardziej bujamy naszą łódką, tym dla Rosjan lepiej.
I o tym jest też twoja najnowsza książka, „Niepokorni”. Porusza temat domniemanych rosyjskich wpływów m.in. w Polsce – nielegałów i agentów, którzy przeniknąć mogli nawet na bardzo wysokie stanowiska. Czy Polska w ogóle jest krajem atrakcyjnym dla służb specjalnych – nie tylko rosyjskich – jako miejsce inwigilowania, ale i wpływania na bieżącą politykę kraju, regionu?
– Moja książka jest o skraju tej wielkiej szachownicy, na której rozrywają swoją partię mocarstwa, jest o naszym lokalnym teatrze. Czy Polska znajduje się w sferze zainteresowania obcych wywiadów, szczególnie rosyjskiego? Gdybym powiedział, że nie, to powiedziałbym… prawdę. Podobnie zresztą gdybym stwierdził, że Polska jest jednym z głównych celów rosyjskich akcji wywiadowczych. Nie ma tu żadnej sprzeczności. Wszystko zależy od tego, z jakiego punktu widzenia na to spojrzymy. Polska nie jest interesująca jako źródło informacji – nie mamy wysokich technologii, nie odgrywamy istotnej roli politycznej na arenie świata, polska armia nie jest zagrożeniem dla Rosji. Wartość naszego kraju dla rosyjskiego wywiadu polega na tym, że jako kraj leżący w strategicznym miejscu, tkwiący w konkretnym układzie politycznym, w strukturach Unii Europejskiej i NATO, jesteśmy doskonałym obiektem, mogącym służyć dezinformacji.
W jakim celu?
– Strategią Rosji jest dezintegracja Unii Europejskiej. Nie chodzi o całkowity rozpad, ale o to, żeby nie była ona organizmem zwartym, silnym, jednolitym. Rosji zależy na tym, żeby silne były Niemcy, Francja i Włochy – ich partnerzy gospodarczy i polityczni. Paradoksalnie może im też zależeć na tym, żeby Polska była krajem zamożnym, a ludzie żyli dostatnio, żeby powstawały autostrady, szlaki komunikacyjne, żebyśmy dużo u nich kupowali. To im nie przeszkadza. Przeszkadza im, gdy ktoś wtrąca się w ich interesy, co oznacza też sprawy regionu, który oni uważają za swoją strefę wpływów, a więc tę dawną postsowiecką, a nawet postimperialną cześć świata. Czasem słyszę, że wchodzimy w okres nowej zimnej wojny. Nieprawda. Ten konflikt trwa cały czas. Był jedynie krótki okres, gdy nie dostrzegaliśmy problemu Rosji, bo rozleciał się Związek Radziecki, Rosja była słaba, nastała jelcynowska „smuta”, wszystko rozłaziło się w szwach. Dopiero Putin zaczął to wszystko, co się dało, na nowo konsolidować. Po prostu musiało to trochę potrwać. I dziś jesteśmy w punkcie wyjścia, mamy sytuację jak przed 1990 rokiem, interesy są dokładnie te same, tylko bez ideologii. Ale prawda jest taka, że i za czasów Związku Radzieckiego decydowały interesy, a nie ideologia.
„Niepokorni” zaczynają się tam, gdzie skończył się poprzedni tom – „Nieśmiertelni”. Eksfiltracja do Polski Michaiła Popowskiego, szefa wydziału polskiego w rosyjskim wywiadzie, sprawia, że zarówno w Moskwie jak i w Warszawie, a także w wielu innych stolicach, zaczynają się gorączkowe przepychanki, podskórne działania i intrygi. Najważniejszą rolę zaczyna odgrywać strach, obawa przed tym, co Popowski może ujawnić.
– Cała książka jest o nim, choć on sam się w niej pojawia osobiście tylko przez moment. Wszystko jednak co się dzieje, dzieje się z powodu Popowskiego. Chciałem stworzyć postać, która przemawia spoza ekranu. To ukłon w stronę autentycznej pracy oficerów wywiadu – często pracujemy nad jakąś osobą, albo nad sprawą, z którą nie mamy fizycznego kontaktu. Mamy wiedzę, zbieramy informacje, docieramy do źródeł, poddajemy inwigilacji, wykonujemy całą masę działań wokół fikcyjnej, wirtualnej postaci. Tak wygląda klasyczne opracowanie agenta. I czasem okazuje się, że te kilka lat pracy, które włożyliśmy w poznanie kogoś, w jego rozpracowanie, poszło na marne, bo gdzieś po drodze popełniliśmy błąd i dana osoba okazuje się kimś zupełnie innym, niż sądziliśmy. I z Popowskim jest tak samo – na końcu okazuje się że nikt do końca go nie przejrzał, nie ocenił właściwie siły jego determinacji dotyczącej pewnych spraw.
Determinacji nie brakuje też innym bohaterom. Sara i Konrad – wiemy to już poprzedniego tomu, z „Nieśmiertelnych” – decydują się na samowolkę, działanie wbrew przełożonym. Podobnie jest w Sztokholmie – szwedzcy bohaterowie też idą pod prąd. Czy szpieg ma prawo tak postąpić? Nie powinien być lojalny przede wszystkim wobec dowódców?
– To jest potężny dylemat. Powiem enigmatycznie: życie zna takie przypadki, to mogłoby się zdarzyć. Moi bohaterowie znaleźli są pod presją i muszą decydować szybko, bez porozumienia z przełożonymi. Ale to dramatyczna decyzja, bo oznacza konieczność dokonania wyboru: albo czekamy na rozkazy, lecz zaprzeczamy swojemu etosowi, albo podejmujemy działanie idące pod prąd, ryzykując wszystkim, co mamy.

To prawda: wystawiasz swoich bohaterów na ciężką próbę – nie tylko członków byłego już Wydziału Q, ale też innych – Jagana, a nawet Lindę Lund ze szwedzkiej Säpo. Wydaje mi się, że w tym tomie jest zdecydowanie więcej emocji, niż w poprzednich, gdzie bohaterowie działali jednak bardziej metodycznie. Nadal nie brakuje im profesjonalizmu, ale nie zawsze działają do końca racjonalnie. Nie mam na myśli tylko Konrada i Sary, bo przecież szybko okazuje się, że i dla pozostałych ważniejsza niż prawo może okazać się przyjaźń, lub miłość. Czy szpieg może dopuszczać do siebie emocje?
– Słusznie zauważyłeś: wszystkie postaci się w jakiś sposób łamią w tej książce. Bo świat nie jest czarno-biały. Oczywiście oficer wywiadu w pracy nie powinien ulegać emocjom. To by w pewnym sensie było zaprzeczeniem istoty zawodu, w którym wymaga się chłodnej kalkulacji, trzeźwej oceny sytuacji, a także choćby niewiązania się z drugim człowiekiem, z przeciwnikiem w kategoriach emocjonalnych. Człowiek – będący w kręgu naszych zainteresowań – musi pozostać celem do pozyskania. Nie ma miejsca na miłość czy nienawiść. Wszystko jednak zależy od okoliczności, np. od tego stresu, który trzyma cię w danej chwili za gardło. W „Niepokornych” jednym ze źródeł tych emocji, tego stresu jest inwigilacja – polityków, dziennikarzy, ale też Sary czy Zoi. Interesowało mnie w tym tomie w sposób szczególny pokazanie kobiet w tej twardej rzeczywistości świata wywiadu, gdy zmierzyć trzeba się z tym, że kamera i podsłuch wejdzie nawet do sypialni. Oficer wywiadu powinien się więc wystrzegać emocji, ale z drugiej strony nie da się od niego oczekiwać, że będzie wybitnie inteligentny, a jednocześnie niezdolny do właściwej oceny etycznej czy moralnej konkretnych sytuacji.
Oficer wywiadu jest jak Roy Batty z „Łowcy androidów?”
– Dokładnie tak! Doskonałe porównanie (śmiech).
Twoi bohaterowie używają jednak nie tylko swojej inteligencji. Czasem posługują się niezbyt oczywistymi gadżetami, jak choćby lalką z sexshopu. Spytam wprost: wyobraźnia czy doświadczenie?
– W swojej pracy operacyjnej nie spotkałem się z takim gadżetem, ale pisząc tę scenę, pomyślałem jak szpieg. Ja w tej konkretnej sytuacji użyłbym takiego gadżetu. Zresztą mieliśmy na temat tej lalki długą dyskusję z redaktorem książki, Mirosławem Grabowskim, który twierdził, że w tej konkretnej scenie bohaterom trudno byłoby napompować lalkę. Wytłumaczyłem mu, że użyto lalki samonapełniajacej się. Razem sprawdziliśmy, że takie rzeczywiście istnieją. A jeśli ktoś zarzuci mi, że to nieprofesjonalny gadżet jak dla szpiega, to przypomnę mu aresztowanie amerykańskiego oficera wywiadu w Moskwie. FSB złapało go na gorącym uczynku, pokazała to telewizja i nagle na całym świecie zaczęto wyśmiewać się z oficerów CIA, bo facet miał na głowie prymitywną perukę, posiadał też naiwne gadżety do charakteryzacji. Ale właśnie tak to wygląda! Używa się peruki, przekręca kurtkę na drugą stronę, zakłada okulary. Bo taki szpieg nie kryje się przed obserwacją bezpośrednią, ale przed kamerami, monitoringiem, który w ten sposób da się oszukać, odciągnąć od siebie uwagę przynajmniej na jakiś czas. Każdy pomysł jest dobry. Byle był skuteczny.
Na okładce „Niepokornych” znajdujemy informację o kupnie praw do ekranizacji cyklu przez Canal+. Powiesz coś więcej?
– Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że trwają intensywne przygotowania. Bardzo absorbujące również dla mnie.
Konrad, Sara, Lutek, M-Irek, Marcin, Popowski, Jagan, Safir as-Salam… – wyobrażasz ich sobie na ekranie, z twarzami konkretnych aktorów?
– Bardzo dobre pytanie. Bo to rzeczywiście może być dla mnie pewien problem. Gdy opisuję jakąś postać, muszę ją widzieć, wyobrażać ją sobie. Mam już zakodowane w głowie archetypy poszczególnych postaci. Jeśli więc rozmawiam np. z Marcinem, to wiem z jakim Marcinem, wiem, jak się zachowa, jak zareaguje. Ujrzenie w tej roli kogoś nieprzystającego do moich wyobrażeń może być problemem. Ale muszę też podkreślić, że twórcy serialu bardzo wnikliwie wsłuchują się w moje uwagi i sugestie.
Pozostając przy terminologii serialowej – czy „Niepokorni” to naprawdę ostatni sezon? Mam wrażenie, że pod koniec książki otwierasz sobie jednak furtkę, by móc w przyszłości wrócić do przygód Konrada i Sary.
– To jest definitywnie koniec tego cyklu w takiej formie, jak sobie zaplanowałem. Ale rzeczywiście na końcu pojawiają się tematy czy wątki, które pozostają otwarte. Jeśli jednak kiedyś je pociągnę, to na pewno nie w tym cyklu. Mam dużą ochotę poruszyć te problemy, ale z innymi bohaterami, w innych warunkach, w innym środowisku, w innej konwencji.
Mówiliśmy o emocjach bohaterów i szpiegów. A jakie emocje towarzyszyły tobie przy pisaniu tego tomu? Kończysz przygodę, rozpoczętą w 2011 roku wydaniem „Nielegalnych”.
– Tak naprawdę przygoda zaczęła się w 2007 roku, bo pierwszą powieść pisałem bardzo długo. I uczciwie powiem: trochę miałem już dość tej historii. Lubię ją i jest dla mnie bardzo ważna, ale mam spore parcie na nowy pomysł.
Już wiele miesięcy temu wspominałeś o nowej serii. Masz rozpisany plan tego cyklu?
– Jest to plan na osiem książek. Będą to formy krótsze, podobne nieco rozmiarem do „Niepokornych”, bo ta powieść była w pewien sposób próbą tej nowej formy. W trylogii inspiracją był dla mnie Stieg Larsson i jego „Millennium”, dla nowego cyklu wybrałem innego patrona: mojego najbardziej ulubionego pisarza, Henninga Mankella. Uważam go za największego mistrza skandynawskiego kryminału. Chcę stworzyć rodzaj hołdu dla jego kryminałów, które często mają zabarwienie sensacyjne i społeczne. Stąd mój pomysł na kryminał szpiegowski. Wymaga on ode mnie innego stylu pracy. O ile powieść political fiction wychodzi mi prosto z głowy, o tyle w tych książkach muszę mieć rozpisane najważniejsze punkty: ofiarę, przestępstwo, dochodzenie. Takie książki trzeba pisać ściśle według scenariusza, ale na szczęście jest kilka schematów gatunku i to nie tylko te, że mordercę poznajemy na początku, lub na końcu (śmiech). W tej chwili kończę szczegółowe scenariusze dwóch pierwszych książek. Tworzę dwie nowe postaci, ale może w trzecim planie rozpoznasz kogoś, kogo znasz z poprzednich książek. Właśnie stąd te otwarte wątki z „Niepokornych”.
Rozmawiał Przemysław Poznański
*Vincent V. Severski – był oficerem wywiadu PRL i RP, działającym przez 26 lat pod przybraną tożsamością. W 1990 roku został pozytywnie zweryfikowany. Za granicą spędził 13 lat. Realizował zadania na Wschodzie, Azji, Bliskim Wschodzie, Afryce i Europie. Odbył około 140 misji w blisko 50 krajach. Zna biegle trzy języki. Jest postacią dobrze znaną w międzynarodowym środowisku oficerów służb specjalnych. Ze służby w wywiadzie odszedł w 2007 roku na własną prośbę w stopniu pułkownika. Odznaczony i wyróżniany przez prezydentów i premierów RP, szefów zaprzyjaźnionych służb wywiadowczych oraz Legią Zasługi przez prezydenta Baracka Obamę.