recenzja

Było sobie miasto | Yossi Granovski, Adżami. Opowieści z Jafy

Proza Yossiego Granovskiego pozwala na zobaczenie oczami wyobraźni miejsca, którego już nijak inaczej nie będzie nam dane poznać, a także ludzi, których tam nie będziemy mogli nawet przypadkiem spotkać i których historii nie poznamy już w żaden inny sposób. O „Adżami. Opowieściach z Jafy” pisze Jakub Hinc.

W początkach XX wieku, przed 1948 rokiem, miasto to znane było – oprócz oficjalnego miana – jako „Umm al-gharib”, „Matka obcokrajowców”, bo do jego portu ściągli kupcy, przemysłowcy, ludzie z bliższych i dalszych krańców Bliskiego Wschodu i Żydzi. Dziś tamtej Jafy już nie ma. A przynajmniej nie ma takiej Jafy, jaką na kartach „Adżami” odmalowuje wysublimowanym, ciepłym, choć często cierpkim językiem Yossi Granovski. W sześciu osobnych prozatorskich etiudach, powiązanych ze sobą na różnych poziomach, stanowiących przez to koherentną narrację, Granovski szkicuje obraz gwarnego miasta, z którego kiedyś w rejs do Tarszisz wypłynął prorok Jonasz, a król Salomon sprowadzał poprzez tutejszy port drewno z Libanu do budowy Świątyni Jerozolimskiej. Autor „Adżami” nie sięga aż tak daleko w przeszłość, ale jego opowieść zdaje się być równie mityczna jak podania biblijne czy hieroglify wychwalajace potęgę faraona.

Granovski portretuje mieszkańców Jafy pierwszych dekad ubiegłego stulecia z dbałością o to, by każdy z jego bohaterów, bez względu na to czy jest to przemytnik, fałszerz dokumentów, czarnoskóry Żyd, czy Palestyńczyk kolaborujący z aktualną dla jego czasów władzą, zachował godność, a przyjęta perspektywa pozwoliła nie tylko na poznanie jego indywidualnej historii, ale poprzez osadzenie jej w szerszym historycznym kontekście umożliwiła podjęcie próby zrozumienia wszystkiego tego, co się tam wydarzyło i nadal wydarza.

Tkanka i historia

Choć Jafa i jej port znane są od co najmniej czterech tysięcy lat, to dzisiaj w tym miejscu tak naprawdę nie znajdziemy jej śladów. Ani tych sięgających podbojów faraona Totmesa III, ani biblijnych, ani nawet młodszych z okresu Królestwa Jerozolimskiego. Żadnych starszych niż osiemdziesięcioletnie. To co możemy dziś zobaczyć płynąc do portu w Tel Awiwie lub w czasie spaceru nadmorską promenadą wzdłuż parku Clore’a, albo też krążąc miedzy „odrestaurowanym” zegarem zbudowanym dla upamiętnienia tureckiego sułtana Abdülhamida II, a „domem garbarza Szymona”, na dachu którego św. Piotr dostał misję nawracania pogan, a XIX wiecznym kościołem poświęconym temu apostołowi, jest ładną imitacją „pod turystów” chcących w otoczeniu starych murów spoglądać na skałę Andromedy, wypić latte w modnej knajpce, ale niemająca zbyt wiele wspólnego z prawdziwą Jafą.

O Jafie i sąsiednim Tel Awiwie, o wzajemnych relacjach tych miast i w końcu o wchłonięciu „resztek” starego miasta przez nowe miasto, pisze w książce „Białe miasto, czarne miasto” Sharon Rotbard. „Adżami” Granovskiego jest znakomitym dopełnieniem fabularnym tamtej książki, a bardziej może tamta pozycja, będąca doskonałym wykładem z historii, nie tylko architektury, może stanowić punkt wyjścia dla lepszej percepcji prozy Granovskiego. 

Bo właśnie o Jafie, zanim ta straciła swoją tkankę i historię, zanim nawet straciła nazwę i stała się tylko drugim członem w nazwie sąsiedniego miasta opowiada Granovski. I jest to narracja sięgająca czasów schyłku Imperium Osmańskiego, wiodąca przez czas Wielkiej Wojny, potem „mandat” brytyjski i wreszcie aż do dnia, gdy „około roku po zdjęciu ogrodzeń, kiedy można już było wychodzić poza obręb Adżami, a wydane przez wojsko dowody tymczasowe zaczęto zastępować zwykłymi”.

Przeczytaj także:

Próżno szukać śladów

Granovski opisuje miasto, którego śladów próżno szukać w miejscu, gdzie niegdyś dumnie wbite w morskie dno falochrony chroniły port przed potężnym żywiołem, którego latarnia morska była czytelnym drogowskazem dla marynarzy, którego mity wyryły się w tradycji i kulturze. Nie tyle jest też piewcą dawnej jego świetności, co kronikarzem nieodległej historii. Historii, która sama obrosła legendą. A właściwie stała się mitem. Ale gdyby nie jakimś cudem zachowane w archiwach dokumenty, zdjęcia i skrawki pamięci ostatnich żyjacych jej świadków, historii, która mogłaby zostać wymazana, a lokalizacja miasta podzieliłaby los Troi czekającej na swojego Schliemanna. Z tą wszakże różnicą, że odkrywca starej Jafy niewiele znalazłby jej śladów.

W „Adżami” Granovski faktom nadaje kontekst, nazwiskom ludzi, a ludziom historie. I w ten sposób niespiesznie posuwa wprzód, przez kolejne kilka dekad, opowieść o miejscu, które istnieje już tylko w opowieściach. Bo z palestyńskiej Jafy nie pozostał kamień na kamieniu, a przywołane na karty „Adżami” miejsca i postaci są jedynie echem dawnych budynków, kawiarni, zakładów i warsztatów. I cieniami dawnych mieszkańców miasta i otaczających je wsi.

Blaski i światłocienie

„Adżami” to zbiór opowiadań, a bardziej może zbiorem składającym się z krótkiego opowiadania, niedługich nowel i minipowieści. W każdej mikroprozie zawartej w tym tomie pióra Granovskiego odnajdujemy jakąś część większej opowieści, a wszystkie składające się na tę książkę utwory tworzą całość wzajemnie się uzupełniając, dopowiadając. Nie inaczej jest w przypadku zamykającej książkę „Opowieści Ibrahima”. Obraz odmalowany tutaj nie ma jednak w sobie nic ze słonecznego świata początku tej opowieści. To jest już świat po roku 1948, w którym są dwa społeczeństwa stłoczone w jednym państwie. Dla podbitych jest to konieczność budowy na nowo wzajemnych relacji, dla zdobywców nierzadko pokaz buty. „Wyobraźcie sobie Barakata, wysokiego i wyniosłego sadownika, jak korzy się przed szewcem Hasanem, który zyskał parę chwil sławy i niemal przypłacił to życiem. Przed podbojem miał go gdzieś, a teraz stali się równi. Nawet w dowodach wpisano im, nie odróżniając muzułmanina od chrześcijanina: narodowość arabska”.

Dokumenty tożsamości czyniące jednych lepszymi od drugich w dwunarodowym państwie stają się stygmatem dla tych, którzy nie doświadczyli uznania za swoich: „Nagle pomyślał, że gdyby miał w kieszeni dowód osobisty poświadczający jego żydowskość, poszedłby dalej bulwarem Nadmorskim w Tel Awiwie do kasyna przy hotelu, stamtąd do opery i do kina Mughrabi, i do ulicy Allenby’ego z jej czarującymi sklepami i witrynami, przed którymi zawsze się zatrzymywał i oglądał ładne ubrania i marynarki”.

Przeczytaj także:

Na rubieżach Imperium

W „Szepnął mu do ucha”, opowiadaniu otwierającym tę złożoną z mikropróz opowieść, Ahmed, syn Hadżadża wprowadza nas do Jafy arabskiej, by po chwili pokazać rozkład chylącego się ku upadkowi Imperium Osmańskiego. Tego miejsca na mapie świata, w którym wciąż jeszcze nie ma wytyczonych wyraźnych granic, kraju nie dzieli na pół „mur”, a łatwy pieniądz jest ponętny. To świat, nad którym unosi się jeszcze ponętna woń owocowych drzew, jeszcze potomkowie Filistynów są u siebie. Ale jest to już świat, w którym można poczuć swąd zwęglonych sadów i kurz startych na pył domów. To też ten moment, oznaki zepsucia zaczynają być widoczne, choć niewielu potrafi je wyraźnie dostrzec. „A więc w ten sposób, z pomocą chrześcijańskiego gubernatora Damaszku, dwóch syryjskich policjantów mandatu francuskiego, trzech angielskich żołnierzy, z których jeden był zresztą Australijczykiem, i mnie, Ahmeda Abu Szejcha, Araba muzułmanina z Jafy, mój towar odbył spokojną podróż Damaszku do Kairu…”. To jeszcze jest stary świat, ale już nastał czas, gdy Palestyna była „administrowana” przez mocarstwa kolonialne.

Ta Palestyna i ta Jafa wciąż jeszcze mają zapach pomarańczowych gajów otaczających portowe miasto, ale już unosi się widmo dziejowych zmian. Jeszcze niewyraźne, zda się niedostrzegalne, tak jak niezauważalnie kolejne grupy żydowskich osadników budowały swoje wsie w okolicach portu. Ale już widać, że koło historii zrobiło zamach. Widać to w okolicy Jafy. „Dużo drzew rosło wtedy wokół Umm al-Fahm, aż słońce nie sięgało ziemi. Potem wycięto te drzewa na węgiel. Stad nazwa wsi, Umm al-Fahm.” Fahm właśnie znaczy węgiel. Ta zmiana, pozornie niemająca nic wspólnego z osadnictwem żydowskim, okazała się jednak być tą iskrą, która spopieliła Jafę. Sadownicy jafscy, których sady pokryły retorty do wypalania węgla drzewnego jeden po drugi sprzedawali ziemię. Znikali sadownicy, znikały miejsca pracy. Ślady tego procesu znajdziemy u Granovskiego: „Zawsze, gdy wracałem do Jafy, zanim szedłem do domu w Manszii, wpadałem do kawiarni Inszirah w tej samej dzielnicy. (…) Teraz też chciałem wejść do kawiarni, ale stanąłem tylko z otwartymi ustami naprzeciw morza. Kawiarnia zniknęła. Zniknęła cała Manszijja. Poszedłem dalej. Ulica Bustrus była taka sama, jak wtedy, pełna ludzi i handlarzy, ale jednak jej nie rozpoznałem. Minęło mnie dwóch ludzi i usłyszałem, jak jeden mówi do drugiego: ’Pełno ludzi, a pracy brak…’”.

Transformacja portu w slumsy

W posłowiu do polskiego wydania „Adżami” tłumacz tej książki Roman Vater napisał, że „transformacja Jafy z tętniącego życiem serca arabskiej Palestyny w „slumsy” południowego Tel Awiwu, zasiedlanego głównie przez ubogich emigrantów żydowskich z Bułgarii i Maroka, stanowi trzon opowiadań Granovskiego”. Ta metamorfoza jednak wciąż się nie zakończyła. Nadal między udającą zabytkową zabudowę Jafy budynki portu, w których mieszczą się eleganckie knajpki i ekskluzywne bary, a rozłożonym nad brzegiem Morza Śródziemnego Tel Awiwem, rozciąga się pas nieużytków. To jest właśnie szrama pozostała po starej Jafie i otaczających ją wsiach, takich jak właśnie tytułowa Adżami, której jeszcze nie przejęli deweloperzy, planiści nie wytyczyli tam nowych ulic i nie zasiedlili nowych apartamentów nowi lokatorzy.

Właśnie o tej Jafie, której już nie zobaczymy stojąc na wzgórzu Ha’Pisga, pisze Granovski. Pisze z niezwykłą wrażliwością o granicach i ich przekraczaniu. Tych granicach, dla przejścia których konieczny jest dokument tożsamości, ale i tych, które sobie sami wyznaczamy, a potem przekraczamy, a może jeszcze bardziej tych, których nie powinniśmy przekroczyć.

Przeczytaj także:

Perspektywa i tożsamość

Bohaterowie Granovskiego sami niosą swoją historię, ale już niekoniecznie sami ją piszą. W jego prozie wyraźnie widoczna jest labilność nie tylko granic, ale też tożsamości. Przy tym o ile żonglerka tożsamością, z którą stykamy się w przypadku Ahmeda z pierwszego opowiadania, wynika z jego chęci skrycia się za taką kreacją: przemytnika ukrytego za wizerunkiem policjanta, o tyle w kolejnych opowiadaniach trudniej już jest o odkrycie ukrytej tożsamości bohatera i jego intencji. Widzimy więc jak żydowską tożsamość dostaje chrześcijański Palestyńczyk Nasif, albo jak  Żydem staje się Ibrahim czarnoskóry muzułmanin z Sudanu.   

W prozie Granovskiego Żydzi, nawet ci, którzy pracują dla tajnych służb, nie są jednowymiarowi. Często sami popadają w tarapaty nie ze swojej winy i nawet budują, a przynajmniej starają się budować pozytywne relacje z Palestyńczykami. Palestyńczycy zaś zyskują ludzki wymiar, który odebrała im syjonistyczna propaganda, ale nie są też wyłącznie pozytywnymi bohaterami. Autor pozwala im jednak mówić ich własnym językiem, a świat przedstawiony na kartach książki, widziany jest właśnie z ich perspektywy. Nie jest to proza gloryfikująca jakikolwiek mit założycielski. Bohaterowie nie są czarno – biali, a ich intencje i pobudki, którymi się kierują nierzadko bywają niezbyt szlachetne.

Yossi Granovski, Adżami. Opowieści z Jafy (עג’מי. סיפורים מיפו)
Przełożył: Roman Vater
Wydawnictwo Filtry, Warszawa 8 lutego 2023
ISBN: 9788396674807

Yossi Granovski’s prose allows us to see through the eyes of our imagination a place we will never know otherwise, as well as people we will never be able to meet there even by chance and whose stories we will never know any other way. Jakub Hinc writes about „Adjami. Tales from Jaffa.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: