literatura faktu recenzja reportaż

Apetyt na awokado | Szymon Opryszek, Woda. Historia pewnego porwania

Wychodząc od opowieści o losach konkretnego obrońcy przyrody, Szymon Opryszek prowadzi nas ku źródłom postępującej degradacji środowiska naturalnego. A tym samym ku niewesołym konkluzjom dotyczącym ludzkiej zachłanności, mierzonej nie tylko apetytem na awokado – o „Wodzie. Historii pewnego porwania” pisze Przemysław Poznański.

Można historię zapowiedzianej zagłady, jaką człowiek zgotował sam sobie, snuć w dowolnym miejscu na Ziemi – wszędzie bowiem odczuwamy już skutki ocieplenia klimatu, wymierania gatunków roślin i zwierząt. Ale Szymon Opryszek trafił do miejsca, które być może, jak żadne inne, staje się pryzmatem skupiającym w sobie cały obraz zmian i ich metaforą. Oto meksykańskie pueblo, na granicy stanów Meksyk i Michoacán, w którego okolicach znajdziemy i rezerwat biosfery, i plantacje awokado, i nielegalne wycinki drzew, i poletka marihuany, a także złoża cynku, miedzi czy kadmu. Są tam także pokłady wody. Nad tym wszystkim zaś latają coraz rzadsze motyle monarchiczne.

Wszystkie te elementy będą w książce Opryszka ważne, odegrają istotną rolę w reporterskim śledztwie, w którym autor podąża śladami zaginięcia pewnego strażnika przyrody. A to z kolei stanie się istotnym elementem większego śledztwa, mającego na celu dotarcie do przyczyn znikania tytułowej wody, wysychania jezior i rzek. Szybko okaże się, że czegokolwiek nie tknąłby w swojej książce autor, także migracja uchodźców przez granicę białorusko-polską, okaże się elementem systemu naczyń połączonych, ciągu przyczynowo-skutkowego, prowadzącego nas ku konkluzjom, które z wielu przyczyn nie będą się nam podobać. Także z tego powodu, że są aktem oskarżenia wobec nas wszystkich.

Sadząc lasy siejemy wodę

Swoją opowieść zaczyna autor od jednego z (pod)tytułowych porwań. Oto pewnego dnia znika Homero, opiekun przyrody, strażnik przylatujących co roku do Meksyku motyli monarchicznych, które zimują w górskich sanktuariach, chowają się w cieniu jodeł oyameli, a z nastaniem wiosny ruszają ku Wielkim Jeziorom. Do partnerki mężczyzny niedługo po jego zaginięciu dzwoni ktoś z żądaniem okupu w wysokości stu tysięcy pesos – to kwota dla kobiety niewyobrażalna, w jakimś sensie tak bardzo abstrakcyjna, jak niezrozumiała dla wielu jest codzienna walka Homero o motyle.

Homero wiedział jednak, że motyle to gatunek, który pomaga określić stan środowiska i zachodzące w nim zmiany. Propagował więc zalesianie, skoro drzewa chronią motyle, ale też dlatego, że drzewa utrzymują w glebie wodę. Powtarzał: „sadźmy lasy, w ten sposób siejemy wodę”. Nie wszystkim się to podobało. „Motylami się nie najesz. Woda i las to już polityka, pieniądze” – usłyszymy. Będzie to najlepszym opisem tła tej opowieści – opisem dbania o doraźne interesy kosztem myślenia długofalowego, myślenia o tym, jakie skutki niesie degradowanie przyrody.  

Awokado kosztem lasów

Nie najesz się motylami, ale najesz się awokado. Eksport tych owoców z Meksyku do Stanów Zjednoczonych w ciągu ostatniej dekady wzrósł czterokrotnie, Niemcy w tym czasie aż pięciokrotnie zwiększyli spożycie awokado, Chińczycy – tysiąc razy więcej! Uprawa tego owocu napędza gospodarkę, plantacje stały się jednym z najbardziej dochodowych biznesów miejscowych karteli. Nic dziwnego, że pod uprawy potrzebne są wciąż nowe tereny – kosztem lasów. Jak w swoim reportażu pisze autor, tylko od 1980 roku teren przeznaczony na uprawy tego owocu wzrósł w Meksyku ponad trzykrotnie.

I kosztem wody: do nawodnienia jednego hektara upraw potrzeba aż stu tysięcy litrów wody dziennie. Nie starcza dla jodeł, nie starcza dla motyli. A jakby tego było mało, uprawy awokado to też stosowany na plantacjach perfekthion, kwas fosforowy i naled-90 – w Europie surowo zabronione, w Meksyku stosowane na potęgę.

Przeczytaj także:

Czekając na Dzień Zero

Skutki takiej gospodarki rabunkowej nie zawsze widoczne są od razu. Czasem jednak można je dojrzeć natychmiast. Jak w przypadku budowy największej na świecie Tamy Trzech Przełomów na chińskiej rzece Jangcy, która spowodowała nie tylko pozyskanie energii, czystej wszak, bo niezależnej od źródeł kopalnych, ale stała się też przyczyną spowolnienia obrotu Ziemi, a więc wydłużenia się doby oraz zniszczenia łowisk w Kambodży i Laosie. Żadna ingerencja w naturę nie pozostaje bowiem bezkarna. Odwracanie przez Turcję biegu Tygrysu i Eufratu ma konkretny wpływ na niedobory wody w Iraku. Takie przykłady można mnożyć.

Na brak wody cierpi też choćby RPA – jak pisze autor, w połowie maja 2018 roku w Kapsztadzie miał nastąpić Dzień Zero – chwila, gdy zabraknie w mieście wody. Był to efekt m.in. długotrwałej suszy, która dotknęła zresztą wszystkie kontynenty. Ostatecznie udało się ten moment odsunąć w czasie, ale faktem jest, że według pesymistycznych scenariuszy już za dwa lata niedoboru wody może doświadczyć trzy i pół miliarda ludzi na Ziemi. A więc także my, co Opryszek uświadamia nam w możliwie najbardziej osobisty sposób: „(…) zdałem sobie sprawę, że wysychająca rzeczywistość nie była już tylko moim zmartwieniem – zaczynała dotyczyć też mojego syna”.

Rzeka jako osoba prawna

To właśnie drugie z (pod)tytułowych porwań. Porwanie, czy też może kradzież wody. Czy możemy w tej sprawie coś jeszcze zrobić? Czy możemy zapłacić „okup”, liczony choćby wyrzeczeniami, by wodę odzyskać, a przynajmniej nie tracić jej w takim tempie jak dotychczas? Cytowany przez autora badacz środowiska Christopher Stone już w latach 70. postulował nadanie drzewom i innym elementom przyrody statusu osób prawnych, co mogłoby powstrzymać karczowanie lasów i zatruwanie rzek, rabunkową eksploatację złóż naturalnych.  

Są kraje, gdzie takich głosów wreszcie posłuchano: w Nowej Zelandii nadano osobowość prawną rzece Whanganui, w Indiach – rzekom Ganges i Yamuna, w Australii – rzece Yarra. Także w Polsce istnieje inicjatywa nadania osobowości prawnej Odrze – po katastrofie ekologicznej w 2022 roku. Możemy i musimy też uczulać na to, że dbanie o przyrodę to dbanie o naszą przyszłość. Możemy choćby pamiętać, że codziennie na świecie z kranów i nieszczelnych rur wycieka ― jak pisze autor „Wody” ― 18 tysięcy basenów olimpijskich, które ugasiłyby pragnienie miliarda osób.

A gdybyśmy o tym wszystkim zapomnieli, gdybyśmy nie chcieli przyjąć do wiadomość, że choćby produkcja jednego smartfona pochłania sto litrów wody, albo wręcz odwrotnie: jeśli chcielibyśmy o tym pamiętać i mieć pod ręką cały arsenał argumentów w dyskusji, możemy zawsze sięgnąć po reportaż Szymona Opryszka. Książkę-ostrzeżenie, ale i książkę, która pokazuje, że wciąż jeszcze nie jest za późno. Wszystko zależy od nas. Także – choć przecież nie tylko – od naszego apetytu na awokado.

Szymon Opryszek. Woda. Historia pewnego porwania
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 17 maja 2023
ISBN: 9788367727068

Starting from the story of the fate of a particular nature defender, Szymon Opryszek leads us towards the sources of the progressive degradation of the natural environment. And thus to a grim conclusion about human greed, measured not only by the appetite for avocados – on 'Woda. Historia pewnego porwania” (Water. The story of a certain kidnapping), writes Przemyslaw Poznanski.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: