Najważniejsze w tym kryminale nie jest bieganie po ulicach miasta z „klamką”, ani nawet samo śledztwo, mimo że poprowadzone konsekwentnie i logicznie. „Zginę bez ciebie” Roberta Ostaszewskiego to przede wszystkim opowieść o zmaganiu się z traumą po odejściu bliskiej osoby i o autoterapii, jaką może być policyjne dochodzenie – pisze Przemysław Poznański.

Po wydanym w zeszłym roku tomie „Śmierć last minute”, będącym kontynuacją opublikowanej w 2016 roku powieści „Zginę bez ciebie”, teraz doczekaliśmy się wznowienia owej części pierwszej. Wznowienia nieco zmienionego, co nie zmienia faktu, że nadal mamy do czynienia z kryminałem nieoczywistym, oryginalnym, kładącym akcenty nie tyle na intrygę czy zbrodnie, ile na psychologię śledczego, na targające nim demony.
Bo w „Zginę bez ciebie” uwagę zwraca przede wszystkim bohater, który jednocześnie jest narratorem, a więc naszym przewodnikiem po subiektywnie przez niego postrzeganym świecie prowincjonalnego Ciechanowa, gdzie próbuje spełniać się w roli policjanta z dochodzeniówki. Ta pierwszoosobowa narracja tu natychmiast przywołuje na myśl powieści Raymonda Chandlera. Ale choć Robert Ostaszewski próbuje wpisać swojego bohatera – podkomisarza Konrada Rowickiego – w archetyp detektywa w rodzaju Philipa Marlowe’a, to przecież świadomie korzysta z wzorców, by zarazem polemizować z nimi i rozwijać, ostatecznie dając nam postać oryginalną, raczej w kryminale niespotykaną.
Owszem, to mężczyzna po przejściach, cyniczny, złośliwy, brutalny i rzecz jasna samotny. A w każdym razie chcący za takiego uchodzić. Jednocześnie jednak sam z własnej woli odsuwa się często na margines zdarzeń, przywdziewa maskę, która zapewnia mu święty spokój, pozwala tłumić tkwiące w nim demony. Właśnie to sprawia, że wbrew pozorom nie mamy do czynienia z kalką postaci znanej choćby z powieści Jo Nesbø czy z serii J.K. Rowling, wydawanej pod pseudonimem Robert Galbright. Rowicki bardzo chciałby być jak Harry Hole, Cormoran Strike czy ów wspomniany Marlowe, ale tak naprawdę najczęściej wychodzi z niego polonista, który w policji pracował początkowo jako rzecznik prasowy. Polonista, którego wykształcenie i erudycja służą mu teraz li tylko za gadżet: sypie cytatami i literackimi odniesieniami, najczęściej denerwując tym mniej wykształconych kolegów z ciechanowskiej policji. Nie przejmuje się tym zbytnio, skoro tak naprawdę chce przede wszystkim w spokoju doczekać emerytury. Skoro chce odejść.
Jego plany spokojnej egzystencji burzy jednak sprawa prawdopodobnego samobójstwa maturzystki, która, tak się niefortunnie składa, jest córką miejscowego notabla. Od początku wiemy więc, że nie będzie to śledztwo jak inne, że kontekst w jaki uwikłany zostanie bohater, będzie dla niego nadspodziewanym obciążeniem. Tu nie nie tylko nie da się markować pracy, co Rowickiemu dotąd uchodziło na sucho, ale i nie da się pozostać neutralnym.
Przeczytaj także
Wkraczamy przecież wraz z bohaterem w świat polityki, biznesu, a przede wszystkim lokalnych układów. To jednocześnie świat, w którym – jak się wydaje – nikomu tak naprawdę wcale nie zależy na wyjaśnieniu zagadki, a wręcz przeciwnie: wiele osób próbuje zamieść ją pod dywan. Paradoksalnie jednak, a może właśnie dlatego, Rowicki zaczyna angażować się w tę sprawę bardziej niż podpowiadałby rozsądek oraz wola przełożonych. Być może zresztą wyzwanie jakim okazuje się śledztwo, staje się dla niego ratunkiem – oto rozumiemy, że pod maską Marlowe’a kryje się człowiek w głębokiej depresji, człowiek dotknięty traumą po utracie bliskiej osoby.
Tu dochodzimy do tego, co dopełnia konstrukcję bohatera, dodatkowo decydując o wartości tego nieoczywistego kryminału. Otóż pierwszoosobowa narracja raz po raz, regularnie, przeplatana jest rodzajem dziennika, tyle że – co ciekawe – pisanego dla odmiany w trzeciej osobie. Owe „zapiski depresjoholika” tworzą kontrast, dzięki któremu lepiej widzimy, że to, co pozornie wydaje nam się osią akcji, jest tylko dopełnieniem tego, co wygląda na wtrącenie. Innymi słowy: nie byłoby tej książki bez owego „dziennika” i to jego puenta jest tu zdecydowanie bardziej istotna, niż rozwiązanie kryminalnej zagadki.
„Zginę bez ciebie” jest więc kryminałem kameralnym, w dużym stopniu skupionym przede wszystkim na narratorze, eksplorującym jego psychikę, a zatem również motywy działania. To trochę inny bohater niż ten, jakiego spotkamy potem w „Śmierć last minute”, dużo bardziej wycofany, skupiony na sobie, szukający odpowiedzi głównie na te pytania, które sam sobie zadaje. Jeśli w kolejnym tomie znajdujemy go nieco lepszej kondycji, choć wciąż gdzieś na marginesie głównego nurtu, wciąż pełnego niewiary w siebie i świadomego własnych ograniczeń, to także dlatego, że jest to bohater, który musiał wcześniej stawić czoła dochodzeniu wyjaśniającemu okoliczności śmierci ciechanowskiej licealistki. Dlatego warto wrócić do lektury „Zginę bez ciebie” – lub sięgnąć po tę książkę po raz pierwszy – także po przeczytaniu tomu drugiego. Seria z Rowickim to bowiem seria o Rowickim – książki tyleż kryminalne, ile o człowieku, zderzonym ze śmiercią.
Robert Ostaszewski, Zginę bez ciebie
Wydawnictwo harde, 12 stycznia 2021 (wydanie II)
ISBN: 9788366630574
________
The most important thing in this crime story is not running around the city streets with a gun, or even the investigation itself, even though it is conducted consistently and logically. „Bez ciebie zginę” (I will Die without You) by Robert Ostaszewski is primarily a story about struggling with trauma after the death of a loved one and about self-therapy, which can be a police investigation – writes Przemysław Poznański.