Nadszedł czas, żeby wszystko to, co wydawało się niewzruszone, runęło, a to co czyste – zostało zbrukane. „Wachmistrz”, najnowszy retrokryminał Krzysztofa Bochusa, mówi nam bowiem o końcu niewinności. O gwałtownym i bolesnym wybudzeniu się ze snu o doskonałym i sprawiedliwym świecie – pisze Przemysław Poznański.

Krzysztof Bochus ma niewątpliwy dar opowiadania historii, w której poszczególne elementy układanki nie tylko idealnie pasują do siebie, ale wręcz wpływają na siebie nawzajem. Czas i miejsce budują bohaterów i intrygę, intryga i bohaterowie z kolei sprawiają, że z opisywanych czasów na wierzch wypływa to, co w nich najmroczniejsze.
W wydanym przed rokiem, zachwycającym tak intrygą, jak nastojem, „Mieście duchów” Bochus chronologicznie żegnał się ze swoim bohaterem kryminałów historycznych radcą Christianem Abellem. Akcja rozgrywała się w Gdańsku, jesienią 1944 roku, więc świadomość końca epoki, końca czasu, kładła się na fabułę gęstym cieniem.
Akcja „Wachmistrza” toczy się piętnaście lat wcześniej. Wydawałoby się więc, że pokazując początki kariery Abella autor pokusi się o narysowanie obrazu jeśli nie pełnego optymizmu, jaki ma prawo odczuwać postać wkraczająca dopiero w swoje zawodowe życie, to przynajmniej doszukującego się w mrocznym z natury świecie odrobiny nadziei.
Nic z tego. Krzysztof Bochus po raz kolejny sięga wraz z bohaterami w najgłębsze otchłanie mroku, przede wszystkim do najmroczniejszych zakamarków ludzkich umysłów.
Jest rok 1929, co nie może pozostać bez znaczenia. Oto trafiamy bowiem w czasy, które dotkliwie pokazały jak naiwne było myślenie o tym, że koniec Wielkiej Wojny oznacza powrót do spokojnej egzystencji. Na świecie szaleje bowiem kryzys, który rzecz jasna nie omija też Wolnego Miasta Gdańska. Praca jest luksusem, o który trzeba walczyć, a w ludziach budzą się najgorsze instynkty.
Widzi to początkujący radca Abell, idealista, policjant na wskroś uczciwy, któremu przypada do rozwiązania sprawa zaginięć kilku młodych, atrakcyjnych kobiet. Wszystkie je łączyło to, że pochodziły z nizin społecznych i imały się dorywczych prac. Ktoś je porwał? Zabił? Gwałtem odebrał niewinność? A może po prostu znalazły w innym mieście lepiej płatne zajęcia i wyjechały z Gdańska, nie mówiąc o tym nikomu?
Śledztwo nie ma najwyższej rangi, dlatego właśnie otrzymuje je ktoś taki jak Abell. Szefostwo Kripo nie zostawia go jednak z dochodzeniem samego – ma mu pomagać doświadczony policyjny wyga, wachmistrz Kukulka. Ta postać doskonale znana jest czytelnikom wcześniejszych książek Bochusa jako współpracownik radcy. Tu jednak przyszli sprzymierzeńcy muszą się dopiero dotrzeć, poznać swoje słabe i mocne strony, przedrzeć się wzajemnie przez woale osobistych tajemnic. Nie będzie to proces łatwy. Ba, okaże się wręcz bolesny – Abella zmusi choćby do zweryfikowania swojego, wynikającego z wrodzonej uczciwości, poniekąd jednak naiwnego rozumienia sprawiedliwości.
Z punktu widzenia konstrukcji psychologicznej postaci to jednak wachmistrz Kukulka ma tu tym razem do zagrania główną rolę. To on będzie musiał obnażyć swoje najgłębsze sekrety i wreszcie przeżyć karharsis, po którym nigdy nie będzie już taki sam.
Christian Abell pozostaje oczywiście bohaterem ważnym, mającym wpływ na kierunek zdarzeń, ale to Kukulce powierza autor również dotarcie do najważniejszych tropów. Tropów w dochodzeniu, które szybko okaże się znacznie bardziej skomplikowane, niż można by z początku sądzić. Zniknięcia kobiet będą tu tylko jedną z zagadek, a śledztwo zatoczy naprawdę szerokie kręgi i zaprowadzi policjantów do najciemniejszych zaułków tak portowego miasta, którym trzęsą przemytnicze szajki, jak i ludzkich emocji, pragnień, żądz.
Kukulka i Abell zobaczą więc pogardę wobec tych, których uważa się za gorszych, bogacenie się kosztem innych i na cudzej krzywdzie, chęć rządzenia innymi, nawet wbrew ich woli. Zanurzą się w świat, w którym spełniane są wszelkie zachcianki, a czynieniu zła towarzyszy niezmienne poczucie bezkarności. Policjanci zderzą się z widomymi znakami społecznych kontrastów tak wyraźnymi w końcówce lat dwudziestych ubiegłego wieku. Staną między tymi, których ledwie stać na kawałek chleba, a tymi, którzy pławią się w bogactwie. Zetkną się też w końcu z rodzącą się dopiero, ale już niebezpiecznie nabrzmiewającą ideą świata, w którym pojęcie doskonałości zarezerwowane jest tylko dla wybranych, dla konkretnej, bo aryjskiej, rasy.
„Wachmistrz” to bowiem kryminał gęsty od opisywanego zła. Zła w najróżniejszej postaci. Zła jednoznacznie godnego potępienia. Bochus stara się ukazać jego naturę, mechanizmy popychające ludzi do czynienia niegodziwości, a nawet zbrodni. Ale zadaje też przy tej okazji ważne pytanie – o to, czy czasami coś, co obiektywnie uznajemy za zło, nie jest tylko reakcją na inne zło, znacznie gorsze. Czy nie jest efektem utraty niewinności, objawiającej się naiwną wiarą w to, że dobro zawsze zwycięża.
Krzysztof Bochus, Wachmistrz
Skarpa Warszawska 2020