recenzja

Czekając na Dilly | Kevin Barry, Nocny prom do Tangeru

„Nocny prom do Tangeru” Kevina Barry’ego to opowieść o przemijaniu. A w zasadzie o tym nie do końca uchwytnym momencie, gdy zdobywanie życiowych doświadczeń właśnie zmienia się w ich wspominanie. Gdy przybywanie życia zaczyna zamieniać się w jego ubywanie.

W „Nocnym promie do Tangeru” w zasadzie nie chodzi ani o noc, ani o prom, ani tym bardziej o Tanger. A jednocześnie chodzi o wszystkie te elementy, ale pod warunkiem, że nie potraktujemy ich dosłownie. Bo choć fabuła w istocie zabiera nas do poczekalni nowoczesnego portu Algeciras, jednego z bardziej ruchliwych w Europie, gdzie dwóch Irlandczyków po pięćdziesiątce spędza pewną październikową noc 2018 roku w oczekiwaniu na prom z lub do Tangeru, którym płynąc ma pewna dziewczyna o imieniu Dilly lub Dill („Mała jest. I ładna”), to wszystkie te okoliczności uznać można jednak za sztafaż dla opowieści rozgrywającej się w istocie zupełnie gdzie indziej i kiedy indziej. Głównie we wspomnieniach Maurice’a Hearne’a i Charliego Redmonda.

Może najlepiej widać to w chwilach, gdy mężczyźni chcą zasięgnąć wiedzy o godzinach kursowania promu, w okienku z napisem „Información” – chcą jej wszak zasięgnąć pozornie, bo ich pytania nie mają wiele wspólnego z rozkładem rejsów, a brak jakiejkolwiek reakcji ze strony pracownika portu zdaje się nawet sugerować, że żadne pytanie nie padło. W każdym razie nie tu i nie teraz.

Kim są Maurice i Charlie? Na co – czekając na Dilly – tak naprawdę czekają? Czy będą – co nasuwa się samo – wariacją Vladimira i Estragona z Beckettowskiego „Czekając na Godota”? Na pewno są postaciami tragicznymi, których czekanie naznaczone jest świadomością nadchodzącego końca. Trudno nazwać ich starcami, skoro mają na karku tylko trochę ponad pół wieku. Tyle że w ich przypadku wiek liczyć trzeba nie tyle latami, co sumą doświadczeń, zdarzeń, jakie stały się ich udziałem. Zdarzeń burzliwych, naznaczonych nie zawsze legalnymi interesami, alkoholem, narkotykami, ucieczkami. Rzucających ich od irlandzkiego Corku i półwyspu Beara, przez Londyn i Barcelonę, po Malagę czy Sewillę. Zdarzeń awanturniczych i bolesnych, także w przypadku miłosnych związków, które próbują tworzyć.

Widzimy zatem dwóch życiowych rozbitków, niekoniecznie budzących sympatię cwaniaków, dość obcesowych w obejściu, potrafiących terroryzować otoczenie, agresywnych wobec mężczyzn i protekcjonalnych w stosunku do kobiet.

To mężczyźni dotkliwie pokiereszowani psychicznie, a Kevin Barry postanawia dysfunkcje ich psyche symbolicznie unaocznić też w ich fizycznych ułomnościach. Poprzez utykanie na jedną nogę czy widzenie tylko jedynym zdrowym okiem, bohaterowie „Nocnego promu do Tangeru” zostają przez autora po pierwsze „przepołowieni”, w dalsze lata wkraczając już tylko z połową swojej fizycznej sprawności, po drugie – bardziej niż kiedykolwiek stają się dla siebie dopełnieniem, połowami tego samego losu, tych samych doświadczeń, które przygnały ich na brzeg Zatoki Algeciras. Zatoki wyznaczającej zresztą kolejną granicę – fizycznie oddzielającej Europę od Afryki, symbolicznie – stanowiącej cezurę między czasem, który minął, a tym, który nadchodzi. Podobnie jak tytułowa noc, która sama przez się nie ma znaczenia, ale zyskuje je jako symbol zmiany, przechodzenia z jednego dnia do drugiego.

A wszystko to opowiada Barry językiem, w którym każda wypowiedź jest osobnym akapitem, a każdy akapit osobnym obrazem, osobnym fragmentem opowieści wyrzuconym niemal na jednym oddechu. Jest to też język ballady łotrzykowskiej, niestroniący od wulgaryzmów, kolokwializmów, wszystkich tych słów, które w naturalny sposób cisnęłyby się na usta irlandzkim mężczyznom zdającym sobie sprawę z tego, że niczego już więcej nie ugrają, jak bardzo nie próbowaliby korzystać z bogatego doświadczenia w naginaniu zasad. Tu przy okazji brawa należą się tłumaczowi – Łukasz Buchalski zrobił wiele, żeby oddać po polsku specyficzną irlandzką angielszczyznę.

„Nocny prom do Tangeru” to zatem opowieść o przemijaniu, a w zasadzie o tym momencie, gdy owo przemijanie zaczyna być faktem, gdy – w nie zawsze uchwytny sposób – zdobywanie życiowych doświadczeń zmienia się w ich wspominanie, a przybywanie życia zaczyna zamieniać się w jego ubywanie.

Kevin Barry. Nocny prom do Tangeru (Night Boat to Tangier)
Tłumaczenie Łukasz Buchalski
Pauza, Warszawa 2020

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading