Reportaż Sarah Berman „Nie nazywaj tego kultem” to opowieść o systemowej manipulacji, poniżaniu i wykorzystywaniu, żerujących na naturalnej potrzebie samodoskonalenia i obietnicy sukcesu. Na obietnicy spełnienia marzeń – pisze Przemysław Poznański.

Gdy czytamy o sektach, najczęściej żywimy przekonanie, że akurat my nie dalibyśmy się im omotać.Że przejrzelibyśmy motywacje, jakie kierują ich przywódcami, a w razie czego w każdej chwili moglibyśmy zerwać z nimi kontakt. No więc niekoniecznie musiałoby to być tak proste. W każdym razie Sarah Berman, opisując działającą przez lata bezkarnie sektę NXIVM, bezlitośnie, strona po stronie, burzy taki sposób myślenia. Pokazuje bowiem nie tylko mechanizmy działania organizacji, założonej w 1998 roku przez Keitha Raniere’a, ze stosowanymi przez niego praktykami niewolenia kobiet (jedna z nich przebywała w zamknięciu przez dwa lata), wykorzystywania seksualnego, wypalania na ich ciele znaku własności, a nawet wyłudzania od zwolenników znacznych kwot pieniędzy, ale także zadziwiającą łatwość, z jaką kolejne osoby dawały się wciągnąć w orbitę działań samozwańczego guru.
Czym kusiło NXIVM?
Co przyciągało kolejnych zwolenników do NXVIUM? Co skusiło choćby Indię Oxenberg, córkę znanej z „Dynastii” aktorki Catherine Oxenberg, Nicki Clyne, znaną fanom „Battlestar Galactica”, albo Allison Mack, gwiazdę serialu „Smallvile”? Co przyciągnęło do Raniere’a dziedziczki alkoholowego imperium Seagram, czyli siostry Sarę i Clare Bronfman, które utopiły w inwestycjach guru grube miliony dolarów?
NXVIUM zaczynało jako firma od szkoleń dla aspirujących milionerów. Potem oferowała kursy samorozwoju, przede wszystkim dla aktorów, obiecując w istocie jedno: spełnienie marzeń. Z czasem sekta rozrosła się w do rozmiarów imperium, mającego przedstawicielstwa w wielu miastach Stanów Zjednoczonych, Kanady, Wielkiej Brytanii czy Ameryki Łacińskiej. Z jej szkoleń łącznie skorzystało aż siedemnaście tysięcy osób. Funkcjonowała dzięki sieci poleceń, ale przyciągała do siebie głównie charyzmatyczną postacią lidera. Kogoś, kto umiejętnie roztaczała wokół siebie nimb samozwańczego geniusza, człowieka wielu talentów. Raniere miał być zatem doskonałym matematykiem, wybitnym inwestorem, geniuszem na miarę Einsteina, posiadaczem nadludzkiej pamięci, a przy tym żyjącym w czystości człowiekiem godnym porównywania go z dalajlamą czy nawet z Buddą. Miał być filozofem i myślicielem, który zresztą opatentował szereg szkoleniowych programów z wielu dziedzin, w tym z aktorstwa.
Cała prawda o guru
Prawda była inna. Test na inteligencję, którego rozwiązaniem się powszechnie chwalił, został z czasem podważony, jako niewiarygodny (można go było choćby rozwiązać w domu, korzystając z komputera). Wcale nie żył w czystości, ale zaangażowany był jednocześnie w kilkunastu związkach, a kobiety, które zaszły z nim w ciąże, zmuszał do dokonania aborcji. Opracowany przez niego kurs aktorski szedł wbrew wszelkim współczesnym zasadom nauczania i nie przynosił pożądanych efektów. Nie był też Raniere wybitnym inwestorem, lecz osobą, która straciła grube miliony. Tylko na zaproponowanej przez niego inwestycji w nieruchomości siostry Bronfman straciły niemal 30 mln dolarów. Raniere miał jednak tę przypadłość, że nie wyciągał wniosków. Chętnie za to obwiniał o swoje niepowodzenia i błędne decyzje wszystkich wokół.
Przeczytaj także:
Reportaż Berman, która jako dziennikarka śledziła na bieżąco odbywający się zaledwie przed trzema laty proces Raniere’a (zakończony w 2020), ujawnia kulisy i mechanizmy działania sekty. NXIVM opierała się na zaufaniu nowych adeptów i ich ślepej wierze w to, że dzięki kursom spełnią swoje marzenia o wielkiej karierze. Ale i na bezwarunkowym posłuszeństwie, wspomaganym szantażem i zastraszaniem. Kobiety (bo to głównie one były rekrutowane przez sektę), często bardzo młode (w tym jedna piętnastolatka), podczas specjalnej ceremonii składały liderowi sekty śluby uległości. Każda z nich proszona była wcześniej o przekazanie do depozytu „kwitów na siebie”, kompromitujących materiałów, które nie miały być nigdy wykorzystane, ale stanowiły rodzaj straszaka na każdego, kto zechciałaby odejść z NXVIUM. Mogły to być choćby nagie zdjęcia, mogły być oświadczenia (niekoniecznie zgodne z prawdą) dotyczące molestowania przez rodziców czy innych członków rodziny.
Przyjaciółki przyjaciółek
Raniere nie działał jednak sam. Otaczało go grono wiernych akolitek, choćby współzałożycielka NXIVM Nancy Salzman, czy jedna z głównych rekruterek, Sarah Edmondson. Osoby z jednej strony doskonale zdające sobie sprawę z kulis działania organizacji, z drugiej wykorzystujące – czasem nawet w dobrej wierze – prowadzące do pozyskania nowego członka wypracowane przez sektę mechanizmy manipulacji. Autorka reportażu spotyka się zresztą z Edmondson, by poznać jej metody działania. Była już rekruterka pokaże jej – i nam – cały wachlarz stosowanych chwytów, zasadzających się w głównej mierze na budowaniu zaufania i obietnicy czy to rozwiązania problemów, czy wręcz osiągniecia wymarzonego sukcesu.
Przeczytaj także:
Zwykle więc zaczynało się od komplementów, od stwierdzeń w rodzaju: „słyszałam, że jesteś świetną aktorką, pisarką itd.”. To działało, bo nowe adeptki były często „przyjaciółkami przyjaciółek”, osobami poleconymi przez członkinie sekty. Stworzenie w ten sposób bliskiego kontaktu pomagało w skierowaniu rozmowy na marzenia danej osoby, na jej pragnienia. Tylko po to, by starać się te oczekiwania wzmocnić i zbudzić w rozmówczyni nadzieje na ich szybkie spełnienie. Edmondson uciekała się do doskonale znanych metod, jak choćby powtarzania słów używanych przez rozmówcę. Nigdy też nie kłamała, nie była nachalna, a jeśli między nią a kandydatką na członkinię seksty brakowało „chemii”, sama wręcz odradzała danej osobie przystąpienie do NXVIUM. Dopiero potem, po takim procesie selekcji, nadchodził czas na rozmowę o pieniądzach – o tym, ile dana osoba byłaby w stanie zainwestować, by osiągnąć to, o czym marzy.
„Nie nazywaj tego kultem” jest więc przede wszystkim doskonałą reporterską robotą. Opartą tak na dokumentach i relacjach świadków, uczestniczeniu w procesie, jak i na osobistym dziennikarskim dochodzeniu. Jest też może jednak – poprzez pokazanie sposobów manipulacji – zimnym prysznicem dla wszystkich tych, którzy chcieliby wierzyć, że ktoś w cudowny sposób rozwiąże za nas nasze problemy, że w niemal magicznie doprowadzi do spełnienia naszych marzeń. Wystarczy, że zapłacimy – gotówką lub bezgranicznym zaufaniem, a najlepiej jednym i drugim.
Sarah Berman, Nie nazywaj tego kultem. Sekta NXIVM – niewolnictwo seksualne w elitach amerykańskiego show-biznesu (Don’t Call it a Cult: The Shocking Story of Keith Raniere and the Women of NXIVM)
Przełożyła Katarzyna Nowakowska
Mova, 28 września 2022
ISBN: 9788367069441
___________________
Sarah Berman’s report „Don’t Call it a Cult” is a story of systemic manipulation, humiliation and exploitation, preying on the natural need for self-improvement and the promise of success. On the promise of making dreams come true, writes Przemyslaw Poznanski.