W znakomitym thrillerze „Niszcz, powiedziała” Piotr Rogoża rysuje studium osaczenia jednostki bezbronnej wobec manipulacji. To proza gęsta, mroczna, bezkompromisowa.

Nie ma sensu zastanawiać się nad tym, jaki gatunek reprezentuje ta powieść. Nazywając go thrillerem idę trochę na łatwiznę, bo tak naprawdę „Niszcz, powiedziała” wymyka się jednoznacznym etykietom, wymyka się schematom. To przede wszystkim książka o bezsilności i jeśli rozpatrywalibyśmy ją na tym poziomie, to opisane w niej szczegóły nie będą miały wielkiego znaczenia. Nieistotne jest więc to, że Szymon, bohater tej powieści, jest copywriterem, zatrudnionym w nowo powstałej agencji, nie ma żadnego znaczenia, że wymyśla chwytliwe reklamowe hasło, które za chwilę przejmą terroryści, odpowiedzialni za zamach w warszawskim metrze. Bo kim by nie był bohater, jego rozterki, zagubienie, utrata wiary we własne zmysły i w zdolność odróżnienia rzeczywistości od tego, co przedstawiane jest jako prawda i brak zaufania do otaczających go ludzi, pozostawałyby takie same. Co więcej, nawet intryga i zamieszane w nią siły, nie będą kluczowe – wypełnieją znakomicie swoją fabularną rolę (świetnie sprawdzą się w potencjalnej serialowej adaptacji, której autorowi życzę), ale są zastępowalne, gdy wyjąć z nich oryginalny pierwiastek bezwzględnego zła.
To właśnie jest siłą powieści Piotra Rogoży, że narysowany przez niego portret psychologiczny Szymona jest w dużym stopniu uniwersalny. Gotowy, by dopasować go do każdego, kto w skutek wszechogarniającej go, a jednocześnie nienamacalnej, niemożliwej do uwodnienia manipulacji zaczyna pogrążać się w chaosie wątpliwości w innych i siebie samego.
Gdy bez śladu znika była dziewczyna bohatera, a on trafia w krąg osób podejrzanych o największe zło, gdy dzieją się wokół niego rzeczy w żaden rozsądny sposób niewytłumaczalne, gdy w pewnej chwili nie wie już, kto mówi prawdę, a kto kłamie, wówczas wykonywany zawód, status społeczny czy miejsce zamieszkania przestają być istotne.
A jednak okazuje się, że narysowane przez autora tło nie jest bez znaczenia. Rogoża, sam z doświadczenia copywriter, umieszcza swojego bohatera w rzeczywistości, która dopełnia jego portret psychologiczny – wszak reklama to forma manipulacji, a już na pewno perswazji, czasem na pograniczu przekazu podprogowego. Skojarzenia, sugestie, obietnice, jakie nam daje, może wprawić nas w poczucie osaczenia, wynikającego z niemożności ogarnięcia nie tyle nawet mechanizmów, jakie są wobec nas stosowane, bo nad nimi raczej rzadko się zastanawiamy, co niemożności sprostania wymaganiom, jakie nam stawia.
I dokładnie tak, tyle że w tysiąckrotnie większej skali, czuje się Szymon – od początkowej euforii wynikającej z sugestii, że został przez los wyróżniony, przechodzi przez fazę zdziwienia tym, że nie rozumie wszystkich przekazów, jakimi karni go otoczenie, aż dochodzi do ściany, do tego momentu, gdy być może jest w stanie powiązać wszystkie wątki i pojąć mechanizm manipulacji, ale niewiele jest w stanie z tym zrobić.
Oczywiście i Rogoża trochę nami manipuluje – wybór subiektywnej, pierwszoosobowej narracji nie pozwala nam poznać faktów, a jedynie odczucia. Maskuje prawdę, każąc nam wierzyć tylko w to, co zostało oznajmione, w końcu odbiera nam szansę na jednoznaczne zrozumienie zakończenia – takie, które wydaje się oczywiste, a przecież w tej sytuacji niemożliwe.
„Niszcz, powiedziała” wciąga i osacza także nas, niepokoi i manipuluje, ale przede wszystkim zadziwia – także literacko, bo Rogoża ma niebywały słuch choćby do dialogów. Jeśli to proza gatunkowa, to wysokiej próby.
Piotr Rogoża, Niszcz, powiedziała
Marginesy 2019