„Załoga” Grzegorza Kalinowskiego to nieoczywisty kryminał, z którego wyłania się opowieść o tęsknocie za rodziną – zarówno rozumianą klasycznie, jak i rodziną umowną, będąca w istocie więzami, które łączą osoby wyznające te same wartości, tę samą pasję. Tu przede wszystkim muzyczną.

Choć do prozy Grzegorza Kalinowskiego przylgnęła etykieta „literatura gatunkowa”, w której mieści się i kryminał, i sensacja, to często jest to mocno umowna klasyfikacja tego, co tworzy pisarz. O ile jego „Pogromcy grzeszników” czy „Śmierć z ogłoszenia” śmiało można zakwalifikować do gatunku kryminału retro, a „Tajemnicę skarbu Ala Capone”, czyli trzeci tom „Śmierci frajerom” – najczystszej wody gangsterskiej sensacji, o tyle już choćby pierwszy tom owego cyklu „Śmierć frajerom” sensacją jest tylko w takim sensie, w jakim jej bohater, Heniek Wcisło, wykonuje zawód kasiarza, plasujący go niejako naturalnie w świecie okołokryminalnym. Bo to jednak zdecydowanie bardziej epicka opowieść o Warszawie końca zaborów i pierwszych lat wolności.
Piszę o tym, bo z „Załogą” sprawa ma się podobnie. To niewątpliwie kryminał, choć powiedzenie, że współczesny, byłoby sporym uproszczeniem. Podobnie jak uznanie, że jego konstrukcja jest w jakimkolwiek stopniu klasyczna. Grzegorz Kalinowski postanowił najwyraźniej udowodnić, że jest w swoim pisaniu bytem osobnym. Wiemy, że umie skonstruować współczesny kryminał ściśle według prawideł gatunki, bo pokazał to w „Grze w oczko”, ale „Załoga” to najwyraźniej sygnał ze strony pisarza, że woli bawić się zasadami, naciągać je, nie rezygnując jednak przy tym z tego, co w takiej prozie najważniejsze: wciągającej fabuły zwieńczonej niespodziewanym zakończeniem.
W „Załodze” mamy śledztwo. Ba, nawet dwa, bo z gatunku Kalinowski wyciąga to, co najlepsze, w tym tak często używane przez „kryminalistów” równoległe snucie dwóch wątków, które w finale splatają się w zaskakujący sposób. Jest więc sprawa śmierci Blacka, młodego wokalisty zespołu rockowego, do której doszło w połowie lat 80. XX wieku, oraz zagadka związana z osobą i rodziną pewnego działającego w Warszawie japońskiego biznesmena. Pierwsze śledztwo prowadzi dziennikarka Joanna Becker oraz jej zespół, drugie komisarz Artur Konieczny. Obie te postaci znamy oczywiście z „Gry w oczko”, choć o ile tam śmierć znanego piłkarza zbliżyła do siebie tę dwójkę, o tyle tu każde z nich pracuje na własną rękę, a spodziewane splecenie wątków nastąpi co prawda w sposób logiczny i niepozbawiony dramatyzmu, ale odstający od tego, do czego przyzwyczaił nas gatunek.
Co istotne, przez większą część powieści otoczka kryminalna w „Załodze” widoczna jest raczej w tle, w domyśle. Spodziewamy się jej, ale intryga skupia się na przygotowaniach do programu telewizyjnego poświęconego muzykom działającym w latach 80. Nie tyle jednak tym, którzy przebili się i do dziś funkcjonują na scenie, lecz takim, którym się nie powiodło, którzy z różnych przyczyn wybrać musieli inne profesje. Podążając za słowami Jacka Kaczmarskiego: „Co się stało z nasza klasą”, a może raczej Strachów na Lachy: „Co się z nami stało / Pytanie zadaję / Ilu z nas poszło w ciemność / Ilu z nas nie poznaję”, chce Becker w swoim programie pokazać, kim są ci, którym nie dane było zostać Big Cycem, T-Love czy Strachami na Lachy właśnie. Z tymi, których wspólna pasja nie związała na tyle mocno, by stworzyć trwały byt. To opowieść wciągająca bez reszty, o ile ciekawi jesteśmy kulis rodzenia się ówczesnej sceny muzycznej, które to Kalinowski jako nie tylko pisarz, ale i dziennikarz najwyraźniej zna osobiście, lub dogłębnie zdokumentował. Nie zabraknie smaczków i sensacji, często podawanych bezpośrednio w formie wypowiedzi autentycznych muzyków. O ile więc nieznane okoliczności śmierci Blacka nadają temu wątkowi rys kryminalny, o tyle nie on jest tu z początku najważniejszy, szczególnie że jedna z ówczesnych milicyjnych hipotez mówi o samobójczej śmierci wokalisty.
Kryminał pojawi się tu więc z czasem, za to wybucha intensywnie, wciągając w swoje struktury i świat mediów, i polityki na najwyższym szczeblu, włącznie z pewną posłanką o niewyparzonym języku, ksywka Godzilla. Nagle wszyscy mają pełne ręce roboty, gdy okazuje się, że planowany program będzie miał o wiele bardziej sensacyjny charakter, niż zakładano, a komisarz Konieczny musi pilnie odrobić lekcję z kultury japońskiej, znaczenia rodziny w tej kulturze, a przy okazji poznać różnicę między shin guntō a kai guntō (oddać trzeba Grzegorzowi Kalinowskiemu, że sam tę lekcję odrobił na szóstkę).
Jak widać, autor „Załogi” zrobił wszystko, by jego powieść, korzystając z atrybutów gatunku kryminału, była czymś więcej, by niosła opowieść o pewnej tęsknocie, rozumianej tu na wiele sposobów – tęsknocie za rodziną, za bliskością i tęsknocie za czasami, które nigdy nie wrócą.
Grzegorz Kalinowski, Załoga
Skarpa Warszawska, Warszawa 2020