recenzja

Czas eufancholii | Benedict Wells, Hard Land

Tanatos i Eros. Koniec i początek. Odchodzenie i wkraczanie w dorosłość. Benedict Wells opowiada nam w „Hard Land” o tych chwilach, gdy bezpowrotnie żegnamy dzieciństwo, ale przed nami przecież jeszcze całe życie. A przy tym przez cały czas świadomie gra z bogatą tradycją gatunku – pisze Przemysław Poznański.   

W największym skrócie „Hard Land” jest wpisującą się w długą tradycję literacką opowieścią o młodości, o pierwszych miłościach, pierwszych rozczarowaniach, pierwszych stratach. O czasie – jak określi to jedna z bohaterek – „eufancholii”, mieszanki euforii i melancholii. Bez reszty wciągającą, bo opowiedzianą językiem Sama Turnera, piętnastolatka z prowincjonalnego, podupadającego miasteczka, chłopca rozdartego między Tanatosem a Erosem, między nieuchronnie zbliżającą się śmiercią nieuleczalnie chorej matki a pierwszą miłosną fascynacją nieco starszą od niego Kirstie Andretti. Chłopca, którego Wells czyni nie tylko bohaterem swojej powieści, ale też naszym przewodnikiem po tym miejscu i czasie metamorfozy.

Już na tym poziomie odczytania proza Benedicta Wellsa niesie szereg czytelniczych satysfakcji, bowiem pisarz konstruuje przedstawiony świat z elementów, które poruszają emocje, przywołują wspomnienia, zmuszają do nostalgicznego spojrzenia w naszą własną przeszłość, w ten czas, gdy niewinność, rozumiana choćby jako nieświadomość przemijania i śmierci, zderzyć się musiała z końcem i to na wielu poziomach – końcem życia, końcem materialnej stabilności, ale też końcem krótkiej, lecz intensywnej przyjaźni.

To przecież opowieść o „tamtym lecie”, „ostatnim lecie”, lecie przełomu, gdy przekroczone zostaną dotąd nieprzekraczalne granice, gdy zdać będzie trzeba kilka ważnych egzaminów – formalnych, bo szkolnych, ale i nieformalnych, a przy tym być może ważniejszych, jak trzy próby, którym Kirstie podaje Sama. Próby, które okażą się „skokiem w przepaść”, wejściem w nieznane, a zatem w sposób metaforyczny wejściem w dorosłość.

Tę opowieść o końcu i początku wpisuje Wells w historię o końcu epoki i to w bardzo dosłownym rozumieniu – Grady to mieścina, w której zamknięto ostatnią fabrykę, śmierć matki Sama nieść będzie ze sobą groźbę likwidacji ostatniej księgarni, a kino Metropolis, w którym chłopak zatrudnia się na czas wakacji, wkrótce zagrać ma ostatni seans. Nałożenie tych warstw fabularnych wrzuca nas w sam środek historii z gruntu sentymentalnej, choć w żadnym razie nie ckliwej, operującej w równym stopniu żałobą, co pożądaniem, bólem, co buntem.

Przeczytaj także:

Podupadające miasteczko stanie się więc świadkiem dojrzewania Sama – jego dorastania do samodzielności w podejmowaniu decyzji, do przeciwstawienia się opresyjności małomiasteczkowego systemu, tradycji, prawa silniejszego, co widzimy choćby w scenie pogrzebu, gdy zachowawczość prowincji wyrażona w bogobojnej modlitwie, zderzy się z wdzierającą się przed ołtarz rockową piosenką nastolatka.

Takich scen jest tu więcej. Scen, które oznaczać będą koniec pewnych utartych schematów, które po części zmienią miasteczko, lecz przede wszystkim zmienią bohatera. Pozwolą mu po raz pierwszy „puścić kierownicę” auta, pozwolą przejść etap odkrywania „49 tajemnic Grady”, które – co oczywiste – mogą być dla każdego czymś innym, ale pozostają istotnym elementem miejscowego obrzędu inicjacji.    

Jednak powieść Wellsa jest czymś więcej niż tylko powieścią inicjacyjną. Zdaje się nawet, że w gruncie rzeczy o jej wartości świadczy przede wszystkim fakt, że w żaden sposób nie jest to książka, w której doświadczalibyśmy prób rozliczenia się autora z własną przeszłością, opowiedzenia o własnym dorastaniu. Nie jest więc tak często powtarzaną próbą sprzedania swojego „pamiętnika” jako fabuły służącej przede wszystkim autoterapii autora. „Hard Land” urasta raczej do rangi opowieści uniwersalnej, świadomie dobierającej poszczególne elementy tak, aby fabułę nawet nie tyle podporządkować poetyce gatunku, jeśli rozumieć go jako „historię o utracie niewinności/naiwności”, co z nim podyskutować. 

Benedict Wells nie jest Amerykaninem, jest w połowie Niemcem, w połowie Szwajcarem i nie mieszka w Ameryce. Ważny jest też rok jego urodzenia: 1984. A jednak zabiera nas w „Hard Land” do Missouri i do roku 1985, bohaterem czyniąc kogoś o czternaście lat od siebie starszego. Już to samo w sobie narzuca rozumienie powieści jako literacko dojrzałej gry z tradycją książek (czy filmów) o dorastaniu, o inicjacji, o przechodzeniu z jednego istotnego etapu życia do drugiego. Zamiast ładunku autobiograficzności powieść niesie więc całkiem spory ładunek autotematyczności i zabawy konwencją, poprzez odwoływanie się do popkulturowych wzorców, do klasyki literatury, filmu, z której Wells czerpie garściami. 

Przeczytaj także:

Wiele z tych odniesień wymieni tu autor wprost, jak choćby „Buszującego w zbożu” J. D. Salingera (znajdującego się zresztą w Grady na szkolnym indeksie zakazanych książek), albo „Klub winowajców” w reżyserii Johna Hughesa czy „Powrót do przyszłości” w reżyserii Roberta Zemeckisa, lub też wielokrotnie wspominane tu „American Graffiti” George’a Lucasa, będące wszak również opowieścią o końcu młodości i o tym oczekiwaniu na dalsze życie, które – jak się okazuje – streścić będzie można w kilku zdaniach umieszczonych w napisach końcowych. Obowiązkowo pojawi się zresztą i „Piotruś Pan” J. M. Barriego ze słynnym pierwszym zdaniem: „Wszystkie dzieci – poza jednym – dorastają” – jako symbol podświadomej chęci zatrzymania tego, czego zatrzymać się przecież nie da.

Ten rodzaj obecnej tu intertekstualości wyrażony zostaje też poprzez jedną z ulubionych gier bohaterów – a więc wynajdywanie najlepszych pierwszych zdań z książek. To, co z jednej strony jest zabawą, niewinnym przerywnikiem w fabule, pozornie z nią niezwiązanym, okazuje się kluczem do dialogu „Hard Land” z tradycją. Przywołane przez bohatera zdanie, pierwsze zdanie z „Salt Water” Charlesa Simmonsa, a więc „Latem 1963 roku zakochałem się, a mój ojciec utonął” (In the summer of 1963 I fell in love and my father drowned) staje się de facto pierwszym zdaniem powieści Wellsa, które brzmi: „Tego lata zakochałem się, a moja matka umarła”.

Autor powieści podąża tym tropem dalej zanurzając się w autotematyzm, autokomenatrz. Ten zabieg realizowany jest poprzez grę w krytycznoliteracką analizę tekstu, będącego w istocie zwierciadłem prozy, którą właśnie czytamy. Jest bowiem w Grady szkolną tradycją przerabianie symbolicznego poematu, zatytułowanego właśnie „Hard Land”, a napisanego przez miejscowego poetę, który zresztą – czego nikt nie ukrywa – garściami czerpał z poezji Walta Whitmana (kolejna trop intertekstualny). Ta opowieść o „chłopcu, który stał się mężczyzną” staje się w oczywisty sposób, wprost komentarzem do powieści Wellsa. „Hard Land” komentuje zatem „Hard Land” – zresztą także na odwrót, gdy sam egzamin z lektury staje się egzaminem dojrzałości.

„Hard Land” jest zatem powieścią tyleż czerpiącą z tradycji i odnoszącą się do niej z głębokim szacunkiem, ileż grającą z nią, bawiącą się nią, a czasem nawet puszczającą do niej oko. Podporządkowaną jednak bez reszty chęci zabrania nas w podróż do „kraju lat dziecinnych”.

Benedict Wells, Hard Land
Przełożył Viktor Grotowicz
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań, 13 kwietnia 2022
ISBN: 9788367176309

Thanatos and Eros. The end and the beginning. Leaving and entering adulthood. Benedict Wells tells us in „Hard Land” about those moments when we say goodbye to childhood, but we still have a whole life ahead of us. At the same time, he consciously plays with the rich tradition of the genre – writes Przemysław Poznański.

1 komentarz

  1. Czy dojrzali ludzie czytają to ze zniecierpliwieniem? Bo nie jest to książka „z ich świata i czasu”, czy z tęsknotą za minionym czasem euforii?

Możliwość komentowania jest wyłączona.

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading