recenzja

Brunatny obrus na „szwedzkim stole” | Wiktoria Michałkiewicz, Kraj nie dla wszystkich

Szwecja stereotypowo kojarzy nam się z kapitalistycznym państwem socjaldemokratycznym, w którym idea „multikulti” stała się nie tylko dominującą doktryną polityczną rządu, ale też realizowanym praktycznie modelem społecznym. Czy jednak takie postrzeganie Szwecji nie jest li tylko projekcją naszych pobożnych życzeń? Reportaż „Kraj nie dla wszystkich” pokazuje inne oblicze tego kraju, oblicze tych, którzy urośli w siłę, zjednoczeni pod hasłem „Zachować Szwecję szwedzką”.

Wiktoria Michałkiewicz zabiera więc czytelników do Szwecji współczesnej, w której Sverigedemokraterna czyli nacjonalistyczna i prawicowa partia Szwedzcy Demokraci ma po ostatnich wyborach 62 posłów w  349-osobowym Riksdagu i trzy mandaty do Parlamentu Europejskiego. To przez pryzmat tego ugrupowania, wyrosłego z ruchu narodowego Bevara Sverige Svenskt (Zachować Szwecję Szwedzką) i tworzących go ludzi autorka pokazuje jak dziś wygląda ojczyzna Augusta Strindberga, Pära Lagerkvista, Astrid Lindgren i Selmy Lagerlöf, reżysera filmowego Ingmara Bergmana, Stellana Skarsgårda, czy laureatki Oscara Alicii Vikander.

Wydaje się, że Szwecja, która wyłania się z kart „Kraju nie dla wszystkich” znacznie bliższa jest obrazowi znanemu z literatury popularnej, z cyklu „Millenium” autorstwa pisarza i dziennikarza Stiega Larssona, niż gotowi bylibyśmy przyznać. Bo też zdaje się, że kraj ABBY, Nagrody Nobla, Pippi Långstrump, kraj szwedzkiego modelu państwa opiekuńczego, czyli „szwedzkiego stołu”, z którego czerpać mogą wszyscy będący w Szwecji, odchodzi do przeszłości. Choć zdaniem Michałkiewicz chyba nigdy do końca taki nie był.

By ukazać jak głęboko tkwią w szwedzkiej ziemi korzenie współczesnego szwedzkiego nacjonalizmu autorka sięga do początków ubiegłego wieku, a nawet jeszcze głębiej, bo do wczesnych lat dwudziestych XIX wieku i przywołuje postacie czasami nieco zapomniane, częściej takie, których biografie przemilczają ciemne karty z ich życiorysów lub celowo je próbują ukazywać w korzystniejszym świetle. Swoje miejsce na kartach „Kraju nie dla wszystkich” znajdą więc Anders Retzius i jego syn Gustaf. Obaj ci XIX-wieczni naukowcy wnieśli znaczący wkład w rozwój nauki o człowieku, ale ich badania i poglądy stanowiły też żyzną spuściznę dla podążającego ich śladem Hermanna Lundborga. Lundborg jest autorem m.in. „Biologii i higieny rasy” i twórcą szwedzkiego Instytutu Czystości Rasy. Instytutu, który, delikatnie rzecz ujmując, przyczynił się do badań eugenicznych, współpracował z niemieckimi naukowcami w czasach III Rzeszy i brał udział w eksperymentach na ludziach  uznawanych przez szwedzkie władze za niepożądanych- Samów (Lapończyków), Cyganów, wagabundów żyjących na marginesie. Na podstawie ustawy o sterylizacji z 1934 r. wysterylizowanych zostało do 1975 r. ponad 60 tys. ludzi.

Ale naturalnie źródeł współczesnego szwedzkiego nacjonalizmu Michałkiewicz poszukuje nie tylko wśród wyznawców teorii rasowych i naukowców uprawiających eugenikę. Sporo miejsca poświęciła też postaci Pera Albina Hanssona, szwedzkiego premiera z czasów rodzenia się nazizmu w Europie i jego postawy zarówno w czasie wojny, jak i przyświecającej mu wizji „Domu Ludu”. To temu politykowi Szwecja zawdzięcza swoją „neutralność” podczas II wojny światowej i powojenną politykę tworzącą koleiny, w które kraj ten przez niego wtłoczony, zdaje się nadal podążać.

Oczywiście tropów i historycznych odniesień w książce Michałkiewicz jest znacznie więcej, ale każdy z nich prowadzi do współczesnej Szwecji i Szwedzkich Demokratów, na których czele stoi lider ugrupowania Jimmie Åkesson. I to właśnie partii Sverigedemokraterna – której logo po „rebrandingu” w 2006 r. to mająca pozytywne konotacje przylaszczka – oraz tworzącym ją dziś osobom, ale też „ojcom założycielom” tej partii, reportażystka poświęca sporo miejsca na kartach „Kraju nie dla wszystkich”. Porozmawia nawet z partyjnymi aktywistami, choć wcześniej znów odwoła się do historii. Tym razem nie tak odległej, nawet jeśli dziś ówcześni fighterzy są już nobliwymi nestorami ruchów faszystowskich, którym nowa generacja zarzuca zgnuśnienie.

Zanim 6 lutego 1988 roku Szwedzka Demokracja została założona przez Leifa Zeilona, w 1979 r. na ulotce leżącego u jej źródeł ruchu narodowego widniały słowa „Zachować Szwecję szwedzką”. Dziś partia, na czele której stoi Åkesson, choć odżegnuje się od związków z nazistami i sama określa się jako demokratyczna i nacjonalistyczna, nawiązująca do narodowego konserwatyzmu, ma na sztandarach hasła o podobnym wydźwięku. Program ugrupowania jest antyimigracyjny, a Szwedzcy  Demokraci imigrantom zarzucają, że ci nie chcą się integrować według modelu szwedzkiego. To skłoniło autorkę do spotkania i rozmowy z Haidere Ibrahimem Tablim, przewodniczącym lokalnego Związku Szyitów w Järfälla reprezentującym starszą generację imigrantów i imigrantem opowiadającym o swojej drodze do Szwecji i relacjach z rdzennymi Szwedami, który tu przybył już po Arabskiej Wiośnie Ludów.

Jednak reportaż byłby niepełny, gdyby autorka nie porozmawiała też z ludźmi bezpośrednio związanymi z ruchami nacjonalistycznymi. Nawiązuje więc między innymi kontakt z Larsem Bertilem Anderssonem. Lasse, bo Andersson prosi by go tak nazywać, jest działaczem Szwedzkich Demokratów z Kävlinge, miasta słynącego z rekordowego poparcia dla tej partii. Oznacza to, że Michałkiewicz korzysta z szansy, by spotkać się z jednym z tych, którzy decydują o sile partii w terenie. W tym lokalnym oddziale partii ma też okazję do rozmowy z administrującym stroną internetową organizacji Robinem, z czego chętnie korzysta, przybliżając i nam jego punkt widzenia. O starszym pokoleniu porozmawia z antyfaszystowskim dziennikarzem Folkem Schimanskim, który opowiada o swoim dzieciństwie, a zwłaszcza o jego siostrze, ikonie nazistowskiego ruchu w Szwecji Verze Oredsson, działaczce nacjonalistycznych organizacji, wprost odwołującej się do nazistowskiej przeszłości jej rodziny. Tu zresztą pojawia się i polski ślad, bowiem rodzice Folkego przenieśli się z Niemiec do okupowanej przez nazistów Polski i zamieszkali w domu po wysiedlonej polskiej rodzinie niedaleko Bydgoszczy, a następnie uciekli w popłochu przed nadciągającą Armią Czerwoną.

Reportaż Wiktorii Michałkiewicz „Kraj nie dla wszystkich” każe w inny sposób spojrzeć na naszego zamorskiego sąsiada. Na pewno daje szansę na to, by zrozumieć jakie procesy zachodzą w tym, tak wydawałoby się, doskonale zorganizowanym opiekuńczym państwie socjalnym, modelowym kraju, w którym z sukcesem wdrożona została doktryna multikulturalizmu. I jednocześnie każe spojrzeć na opisane zjawiska również z naszej polskiej perspektywy. Nietrudno zauważyć, że istnieją i u nas siły potrafiące odrabiać „szwedzką lekcję”, zjednujące sobie poparcie opinii publicznej dla idei radykalnych. ”Kraj nie dla wszystkich” jest więc nie tylko ciekawym reportażem, ale przyczynkiem do stawiania na jego podstawie ważnych dla nas pytań. Pytań, których nie wolno pozostawiać bez odpowiedzi, lub dawać szybko odpowiedzi łatwych, bo one mogą poplamić na brunatno obrus też na polskim stole.

Wiktoria Michałkiewicz, Kraj nie dla wszystkich. O szwedzkim nacjonalizmie
Wydawnictwo Poznańskie 2020

2 komentarze

  1. właśnie czytam, podoaba mi się ten reportaż, zwłaszcza rys historyczny w pierwszej części książki, polecam

Możliwość komentowania jest wyłączona.

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading