Gdybym nie relacjonował sądowych procesów o zadośćuczynienie dla rodziców Piotra Majchrzaka – chłopaka, który został śmiertelnie pobity w niejasnych do dziś okolicznościach w 1982 r., albo nie napisał kilku tekstów o „dziwnych” śmierciach innych ofiar stanu wojennego w Poznaniu, prawdopodobnie nigdy bym się za ten temat nie zabrał. Nie miałbym nie tylko wiedzy o tych sprawach, ale nie potrafiłbym też chyba napisać takiej historii z odpowiednim w tym przypadku wyczuciem – mówi Piotr Bojarski, autor powieści „Ściema”.
Przemysław Poznański: Spoważniałeś…

Piotr Bojarski*: Naprawdę? Wydaje mi się, że zwykle jestem poważny.
Mam na myśli twoją twórczość. Choć w twoich kryminałach retro z cyklu „Kryptonim Posen” nie brakuje okrutnych zbrodni i ważkich tematów, jak choćby problem przedwojennego antysemityzmu obecnego w Polsce, to jednak było w nich jakby więcej optymizmu. „Ściema” to z powieść bardzo pesymistyczna, której tematem jest zbrodnia stanu wojennego, ale i będąca jej następstwem zbrodnia współczesna.
– To powieść, która miała być bliska realiom. Więc jako taka nie mogła kończyć się hurraoptymistycznie. Nie byłaby wiarygodna. Od początku wiedziałem, że ta historia powinna wstrząsnąć czytelnikiem. Tyle że trochę czasu zajęło mi odnalezienie właściwego nerwu narracji.
„Ściema” opowiada o nierozliczonych zbrodniach z niedawnej przeszłości. U ciebie to śmiertelne pobicie – prawdopodobnie przez ZOMO-wców – studenta z opornikiem w klapie. Wiele jest jeszcze takich nierozliczonych spraw, niezabliźnionych ran?
– W samym Poznaniu co najmniej pięć, choć wiem od przyjaciół z IPN, że poważne podejrzenia budzi kolejnych kilka przypadków. Jeszcze kilkanaście lat temu wiele wątpliwości wywoływał przypadek tajemniczej śmierci dominikanina o. Honoriusza, który zmarł w wyniku obrażeń doznanych w wypadku samochodowym w maju 1983 r. To była ważna postać w Poznaniu, duchowy przywódca opozycji. Prokuratorskie dochodzenia, prowadzone już w wolnej Polsce, nie wyjaśniły, dlaczego dominikanin zjechał nagle małym fiatem prosto na drzewo. Do dziś wiele osób z dawnej opozycji demokratycznej sądzi, że mógł to być zamach Służby Bezpieczeństwa. Prokuratura nie znalazła jednak dowodów.
Skąd pomysł tej książki?
– Z dziennikarskiego życia. Gdybym nie relacjonował sądowych procesów o zadośćuczynienie dla rodziców Piotra Majchrzaka – chłopaka, który został śmiertelnie pobity w niejasnych do dziś okolicznościach w 1982 r., albo nie napisał kilku tekstów o „dziwnych” śmierciach Jana Ziółkowskiego, Jerzego Karwackiego czy Wojciecha Cieślewicza – ofiar stanu wojennego w Poznaniu – prawdopodobnie nigdy bym się za ten temat nie zabrał. Nie miałbym nie tylko wiedzy o tych sprawach, o ich ponurej naturze, ale nie potrafiłbym też chyba napisać takiej historii z odpowiednim w tym przypadku wyczuciem.
Co masz na myśli?
– To bardzo delikatna materia. Zabierając się za „Ściemę” miałem świadomość, że ciągle żyją najbliżsi tych ofiar. A ja w żadnym wypadku nie chciałbym tych osób urazić czy zranić. Raczej oddać im honor.
Zmierzyłeś się z trudnym tematem, bo wciąż świeżym i budzącym emocje. Zbrodnie komunistyczne, często nierozliczone, stają się dla niektórych osób przyczynkiem do negowania całej rzeczywistości po ’89 roku i formułowania zarzutów o rządach postkomuny. Jeden z twoich bohaterów też przyznaje, że żyjemy w państwie, które ma jedynie demokratyczną fasadę, ale tak naprawdę polska demokracja jest niedojrzała, w dużym stopniu zależna od dawnych decydentów.

– Daleki jestem od snucia spiskowych teorii i nie twierdzę, jak wielu polityków pewnej partii, że III RP to nic innego, jak tylko udoskonalona forma „ubekistanu”. Mam 45 lat, pamiętam PRL i beznadzieję lat 80. ubiegłego wieku, choć poznałem ją z pozycji mieszkańca małej, kilkunastotysięcznej Wschowy. Upadek PRL był dla mnie jednym z cudów polskiej historii. Polska zmieniła się na lepsze, sprawiedliwsze, normalniejsze, choć nie wszędzie, albo nie wszędzie tak szybko, jak bym sobie tego życzył.
Dużym zaskoczeniem dla mnie, już jako dziennikarza, było odkrycie, jak wiele karier w nowej policji czy straży miejskiej zrobili ludzie, którzy rozpoczynali służbę w ZOMO czy ORMO. Choć trzeba przyznać, że dziś niektórzy z nich trochę się tych swoich początków wstydzą. Wzmianki o ZOMO łagodzą np. opowieściami o tym, jak dzielnie ochraniali papieża podczas pielgrzymki do Polski. To brzmi z pewnością lepiej, niż relacje z rozpędzania i bicia demonstracji „Solidarności”.
„Ściema” to także książka o odwadze w obronie prawdy i własnych poglądów, także przez dziennikarzy. Bohater, Patryk Chromy, wydaje się jednak nieco anachroniczny w świecie mediów nastawionych na szybki njus, na klikalność w internecie.
– Dostał ambitne zadanie od szefa: napisać reportaż. Nie walczył więc o szybkość w necie, o kliki, ekskluziwy i inne tego typu elektroniczne „gadżety”. Miał ustalić, jak było w 1982 roku, albo chociaż maksymalnie zbliżyć się do prawdy. Ten typ dziennikarstwa nie znosi pośpiechu. Bohater mojej książki działa pod presją czasu, ale tu chodzi o dni, a nie o godziny. Wątpię zresztą, czy udałoby mi się zbudować wciągającą historię o człowieku, „wrzucającym” do netu co chwila jakieś okruchy prawdy. Tylko klasyczne dziennikarskie śledztwo – „wychodzone” i „wysłuchane” – dawało szansę na zbudowanie napięcia i pokazanie tła wydarzeń sprzed lat. A przy okazji pokazać całą galerię ludzkich postaw.
Wiesz, pisząc „Ściemę”, a potem wielokrotnie ją przeredagowując, zastanawiałem się, czy to w ogóle temat atrakcyjny dla dzisiejszych dwudziestoparolatków, zanurzonych w zupełnie innym świecie. Opowieści o stanie wojennym i zomowcach to dla nich przecież bajki o żelaznym wilku. Nie jestem przekonany, czy to książka dla nich. Jeśli jednak coś trzymało mnie przy tej robocie, to przeczucie, że mimo wszystko warto spróbować, sprawdzić się w nowej formule, w nowej narracji. Może zwięzła, szybka intryga odwołująca się do czasów współczesnych wciągnie też młodych czytelników?
Na ile ty sam musiałeś przeistoczyć się w detektywa, by zebrać materiał do tej książki?
– Dobre pytanie. Myślę, że do tej książki musiałem po prostu dojrzeć. Zebrać w głowie rozliczne wątki z wielu spraw, przemyśleć je, przepracować literacko. Dziś z perspektywy lat myślę, że każda z opisywanych przeze mnie jako dziennikarza historii wniosła swoją cegiełkę do „Ściemy”. Ważną rolę odegrało nawet jedno z moich dziennikarskich niepowodzeń – wynikające z nadmiernego chyba zaufania do pewnego informatora. Ślad tej bolesnej nauczki także znalazł się w „Ściemie” – pozwól jednak, że nie zdradzę, o którą postać chodzi…
Czym pisanie książki współczesnej, lub o niedalekiej przeszłości, którą przecież możesz pamiętać, różni się – z punktu widzenia warsztatu – od pisania powieści retro?
– Nie mieszkałem w Poznaniu w latach stanu wojennego. Wszystko, co o tych czasach wiem, poznałem w ramach moich dziennikarskich czy historycznych zainteresowań. Pisząc „Ściemę”, de facto nadal byłem więc autorem retro. Tyle że skala trudności była większa. Ta historia wymagała większego wysiłku – potencjalnych czytelników, którzy pamiętają komunę i „bijące serce partii” – jak wtedy mówiono na ZOMO – są przecież tysiące, setki tysięcy. Musiałem w miarę wiernie „odbić” ich fotograficzną pamięć. W ogóle ją sobie wyobrazić… Mogę zdradzić, że wewnętrzny spokój przyniosła mi dopiero pozytywna opinia kluczowej postaci podziemnej „S” w Poznaniu, która przeczytała powieść, zanim ją wydano. Ten Pierwszy Czytelnik uznał, że historycznie wszystko w „Ściemie” gra.
Porzuciłeś na chwilę komisarza Kaczmarka i kryminał retro, ale przygotowujesz kolejną powieść z cyklu – „Arcymistrz” ukaże się we wrześniu. O czym jest ta książka?

– To chyba najbardziej klasyczny kryminał z całej piątki książek o komisarzu Biniu. Powstał, żeby domknąć cykl: pokazać samodzielne początki tego śledczego. Inspiracją była dla mnie autentyczna wizyta szachowego mistrza świata Aleksandra Alechina w grudniu 1928 r. w Poznaniu. W ramach turnée po Polsce Alechin rozegrał także pokazową symultanę w Sali Białej hotelu Bazar. Zachowało się nawet jedno zdjęcie prasowe z tego wieczornego wydarzenia! Co ciekawe, Mistrz kilka partii w Bazarze przegrał. Alechin był Rosjaninem, który cudem wyjechał z ogarniętej rewolucją Rosji, unikając wyroku śmierci. Formalnie rzecz biorąc, w 1928 r. był obywatelem francuskim. Nie mogłem pozwolić, by taki fabularny „kąsek”, jak wizyta biało-rosyjskiego mistrza szachów w Bazarze, się zmarnował! To pobudziło nieco moją wyobraźnię…
„Domknąć cykl”? Czyżby „Arcymistrz” miał być pożegnaniem z komisarzem Kaczmarkiem?
– Nie wiem, czy definitywnym. Bardzo Binia polubiłem, mam do niego spory sentyment – pozwolił mi przecież zadebiutować, „wcisnął się” nawet w scenariusz filmowy na kanwie „Meczu”. Przy pisaniu „Arcymistrza” też miałem sporo frajdy, bo Kaczmarek jest tu dużo młodszy i przez to chyba ciekawszy. Ale na pewno rozstaniemy się na jakiś czas. Jakby to powiedział sam komisarz: – Redaktorze Bojarski, daj mi pan w końcu więcej czasu dla Lonii! [żony komisarza – red.]
Tym razem cofasz się do 1928 roku. Czy gatunek political fiction, równoległa historyczna rzeczywistość, tak istotne w „Kryptonim Posen” czy „Rache znaczy zemsta”, wyczerpał dla ciebie już swój potencjał?
– Nie wyczerpał. Po „Rache” zacząłem nawet z rozpędu pisać ciąg dalszy, trzymam w „szufladzie” dwa rozdziały bezpośredniej kontynuacji. Wyhamowałem, bo po kilku latach pojawiła się szansa na wydanie „Ściemy”. Na niej się skoncentrowałem. Nie wykluczam, że jeszcze kiedyś do historii alternatywnej wrócę. Ale raczej nie za szybko.
– A kolejna powieść? Znów pojawią się w niej duchy przeszłości? W końcu z wykształcenia jesteś historykiem.
– Zgadłeś. Coś jest na rzeczy. Ale szczegółów nie zdradzę. Lubię zaskakiwać.
Rozmawiał Przemysław Poznański
Zdjęcia Karolina Sikorska
Wywiad ukazał się także w Gazecie Wyborczej Poznań
* Piotr Bojarski – 45 lat, dziennikarz „Gazety Wyborczej”, w wolnych chwilach pisarz. Autor serii książek sensacyjnych osadzonych w międzywojennym Poznaniu: „Kryptonim Posen”, „Mecz”, „Rache znaczy zemsta”, „Pętla” oraz „Arcymistrz” (premiera we wrześniu), a także powieści „Ściema”. Wydał też zbiór reportaży „Cztery twarze Prusaka” (nagroda Biblioteki Raczyńskich w 2011 r.), a obecnie przygotowuje drugi zbiór reportaży historycznych – o bohaterach wielkopolskiej AK.